Helena Szyszuk (27.04.1941 – 19.02.2008)

 
„Bogu niech będą dzięki za wszystko, Jego woli polecam się każdego dnia.”

Helena SzyszukHelena Szyszuk  odeszła do Nieba 19 lutego 2008 roku w wieku 67 lat.

Helenka  była osobą szlachetną, o prostej, głębokiej pobożności, radykalną, konkretną i konsekwentną w realizacji swoich zadań, bardzo oddaną rodzinie. Samotnie wychowywała trójkę dzieci.

Kochała Dzieło, które poznała w latach 80-tych, kochała  Chiarę. Angażowała się w spotkania Ruchu, zajmowała się kolportażem czasopisma Nowe Miasto, sprzedażą książek Chiary, rozprowadzała też Słowa Życia, które w tamtych latach często sama przepisywała na maszynie.

Wspólnota wrocławska dobrze znała piękno jej duszy, bo wielokrotnie dzieliła się swoimi doświadczeniami.

Kiedy przed laty powstawało we Wrocławiu focolare męskie codziennie po pracy gotowała obiady i przynosiła je pracującym przy budowie focolarinom, którzy do dzisiaj bardzo to wspominają.

Była pełna prostoty i skromności, zawsze dla drugich, sama w cieniu.

Żyła radykalnie Ideałem w pracy. Z wykształcenia była chemikiem, pracowała na Politechnice Wrocławskiej, mało kto wiedział, że była adiunktem.

Jedna z osób wspomina, że dzięki jej wstawiennictwu nie została zwolniona z pracy jedna z koleżanek, która była w bardzo trudnej sytuacji materialnej.

Piękne świadectwo o byciu Helenki w środowisku pracy powiedział podczas pogrzebu jej bezpośredni przełożony.

Jedna z osób ze wspólnoty wrocławskiej wspomina

„z Helenką kojarzą mi się słowa: natychmiast, z miłością.

Przez ostatnie miesiące mój mąż ciężko chorował. Helenka dzwoniła regularnie żeby z nim porozmawiać. Zadzwoniła nawet tydzień przed swoją śmiercią, kiedy sama bardzo źle się czuła. Poprosiła osobę, która wtedy u niej była aby porozmawiała z moim mężem, bo ona sama już nie miała siły rozmawiać.”

Jeszcze inna osoba z Ruchu wspomina:

„Postać Helenki kojarzy mi się z wiernością Panu Bogu w każdej chwili, w różnych sytuacjach życiowych, z przyjmowaniem konsekwencji tego wyboru.

Trudy pokonywała z radością, nigdy nie narzekała, była otwarta na potrzeby innych, uważała, że zawsze jest ktoś, kto jest w trudniejszej sytuacji niż ona.

Helenka od dziesięciu lat  ciężko chorowała na nieuleczalną chorobę krwi, ale niewiele osób o tym wiedziało, bo nigdy się nie skarżyła.

W chorobie i cierpieniu, którego bardzo doświadczyła  widziała miłość Pana Boga.

W swoich listach pisała:

„Na każdym kroku doznaję Bożej miłości, czy to w kontaktach z ludźmi, czy w szpitalu w dobrej, kulturalnej opiece.”

A kiedy  już była bardzo chora: „Bogu niech będą dzięki za wszystko, Jego woli polecam się każdego dnia.”

Kiedy bardzo cierpiała: „Mam nadzieję, że Jezus nie daje krzyża ponad siły. Żyję tą nadzieją i modlę się, żeby w to nie zwątpić. Często też przywołuję słowa Chiary: „cierpienie to miłość, jaką Jezus nas kocha.” „Wierzę, że w cierpieniu przychodzi Jezus i znoszę wszystko dla Niego.”

Była całkowicie pogodzona z wolą Bożą, gotowa na spotkanie z Jezusem. Wiele razy powtarzała: „Czego się tu bać, wszystko, co trzeba było zrobić jest zrobione.”

Niedługo przed śmiercią powiedziała m.in. „czuję się szczęśliwa  w ramionach Ojca. Juz Go o nic nie proszę dla siebie, On wie, co jest dla mnie najlepsze”.

Regulamin(500)