Żyć Ewangelią: 4 krzesła i 2 dynie…

 
Królestwo Boże jest blisko, to Słowo Boże wzywa nas do wiary że Pan już od teraz ustanawia nowy świat: doświadczenie dzielenia się z uciekającymi przed konfliktem w Burundi.

„Poznaliśmy pewną rodzinę z Burundi, która ze względu na tragiczną sytuację w kraju schroniła się, podobnie jak inne rodziny, w Kampali, gdzie mieszkamy”, piszą do nas z Ugandy.

Ojciec wrócił do Burundi, aby utrzymać miejsce pracy, co pozwala opłacić niezbyt tani czynsz za dom w Ugandzie i jedzenie dla małych jeszcze dzieci, z których najmłodsza ma dopiero trzy miesiące.

Matka nie była w stanie pozostać w mieście, gdy zaczęto strzelać. Zbyt mocne były wspomnienia tego, co przeżyła na własnej skórze w latach 90-tych, kiedy wybuchł kryzys w Burundi. Wówczas cudem uniknęła śmierci, kiedy to przez dwa kolejne dni dyrektor szkoły, do której uczęszczała, nie wpuścił żołnierzy, którzy przyszli po nią i inne dziewczęta, przekupując ich. Teraz wraz z pierwszymi oznakami koszmaru wojny zdecydowała się uciec z całą rodziną, zostawiając wszystko co mieli w Bużumbura.

Wraz z nimi mieszkają inni krewni: razem 8 osób.

Dowiedzieliśmy się że wynajem domu nie obejmuje jego umeblowania, a w salonie mają tylko 4 krzesła: co robić? Przyszło nam do głowy, że  nasze 4 składane krzesła, które używamy od czasu do czasu, kiedy jest nas więcej w domu, będą bardziej przydatne w tamtym mieszkaniu, gdzie przynajmniej każdy będzie mógł usiąść do posiłku.

Wychodząc z domu wzięliśmy także dwie dynie z ogrodu, zasiane prawie przez przypadek kilka miesięcy temu. Teraz, po okresie suszy mocno wyrosły i okazały się bardzo przydatne w ostatnim czasie! Dzień wcześniej także my otrzymaliśmy dar w postaci jedzenia. Opatrzności w tych miesiącach nie brakuje. Dzieląc się spełnia się obietnica zapisana w Ewangelii: „Dajcie a będzie wam dane”. Zabrawszy jeszcze dwa kilogramy cukru, ryżu, kilogram soli i litr oleju poszliśmy ich odwiedzić.

Dom jest nowy, czysty, są tam także pewne nietypowe wykończenia sufitu oraz piękny żyrandol, ale w pokojach nie ma łóżek, są tylko materace. W salonie znajduje się mały okrągły plastikowy stół i cztery krzesła, malutki telewizor w rogu stojący na ziemi z kablem antenowym, wystającym i latającym nad głowami gości. Nie ma zabawek, ani innych mebli.

Wchodzimy z naszymi krzesłami i zostajemy tam dwie godziny, poznając się lepiej,  dzieląc się opowiadaniami z przeszłości i nadziejami na przyszłość. Dzieci na razie przerwały naukę: najstarsi chcieliby się uczyć, ale w Ugandzie koszt jest dużo wyższy niż w Burundi. Tutaj jest to niemożliwe, przynajmniej na razie. Trudno jest zresztą znaleźć pracę, bezrobocie jest wysokie, a dla obcokrajowców, którzy nikogo nie znają to praktycznie niemożliwe. Nie znają także luganda, języka lokalnego, a angielski nie jest ich językiem ojczystym. Lecz są pełni nadziei: … „Ufamy Bogu!” – mówią nam.

Jest godzina 19.30 i musimy już iść. Pozdrawiamy się. Są szczęśliwi z odwiedzin, ale gdy dowiadują się, że mogą zostawić sobie krzesła aż do opuszczenia tego domu, ich twarze rozjaśniają się. Ponownie nas pozdrawiają i jeszcze raz dziękują! Zanim wsiedliśmy do samochodu, pobłogosławili nas. Wracając do domu myślę sobie, że nawet dwie dynie i cztery krzesła, jeśli podarowane, mogą być przyczyną radości serca osoby obdarowanej i obdarowującej…”

(S.M. Uganda)

Regulamin(500)