Być jak soczewka.

 
SŁOWO NA III NIEDZIELĄ WIELKANOCNĄ

Wszystkie dzisiejsze czytania przedstawiają nam świadectwa zmartwychwstania Jezusa. W pierwszych dwóch daje o tym świadectwo Szymon Piotr, ten, który przestraszony pojmaniem Jezusa, zdradził Go w Wielki Piątek. Teraz w dniu Pięćdziesiątnicy stoi odważnie wobec mieszkańców Jerozolimy. Potwierdzając swoje słowa proroctwem Dawida mówi, że ten, „którego przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście, Bóg wskrzesił, zerwawszy więzi śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim”. To odważne świadectwo i wyrzuty, wobec tych, którzy pięćdziesiąt dni wcześniej krzyczeli do Piłata „ukrzyżuj Go!”, miało miejsce po otrzymaniu Ducha Świętego. Spotkanie z Jezusem Zmartwychwstałym było dla Apostołów tak przekonujące i porywające, że nie wahali się już ani chwili, przed dawaniem świadectwa, aż do oddania życia. Od tego dnia, aż do naszych czasów, mimo ogromnych prześladowań, nikt nie potrafił zatrzymać rozwoju Kościoła na całym świecie.

W swoim pierwszym Liście apostoł Piotr zaprasza nas wszystkich, abyśmy spędzali czas swojego pobytu na ziemi jak na obczyźnie. Kto spotkał Jezusa przeżył Niebo i dlatego dąży właśnie do Nieba. Żyje na ziemi, ale tutaj już nie czuje się w domu. Czuje, że ziemia jest ojczyzną tylko tymczasową. Rozumie, że ma jedno zasadnicze zadanie: być jak soczewka, która skupia otrzymane promienie miłości Bożej i kierować je do każdego spotkanego człowieka. Ewangelia przedstawia nam wspaniały epizod spotkania uczniów z Jezusem Zmartwychwstałym na drodze do Emmaus. Jest niedziela. Dwaj uczniowie, jeszcze w szoku z powodu męki i śmierci Jezusa, idą do miejscowości nie daleko od Jerozolimy i rozprawiają ze sobą o tym, co się wydarzyło od Wielkiego Piątku do niedzielnego poranka. Są bezradni, zdezorientowani. Jezus dołącza do nich jak zwykły, przypadkowy podróżny. Zaczyna się rozmowa. „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?” Dziwne pytanie. „Ty jesteś chyba jedyny z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. Jezus udaje, że nie wie. „Cóż takiego?” Oni opowiadają. Z ich narracji można dostrzec, co myśleli o Jezusie i czego od niego oczekiwali. Zatrzymajmy się na chwilę przy ich wypowiedziach, bo one mogą rzucić światło na nasze życie. Mówią, że Jezus był prorokiem potężnym w czynie i słowie. Natomiast nie mówią o Nim, jako o Mesjaszu, co może znaczyć, że tylko Piotr i niektórzy z Apostołów już dostrzegali w Jezusie Mesjasza. Ciekawa jest też kolejność, z którą określają potęgę Jezusa. Mówią, że był prorokiem potężnym w czynie i słowie. Najpierw w czynie, a potem w słowie. Jeśli i my chcemy świadczyć o Bogu, musimy najpierw czynić a potem mówić i tylko o tym mówić, co znajduje potwierdzenie w naszych czynach. Uczniowie spodziewali się, że Jezus wyzwoli Izrael z okupacji Rzymian. Jeszcze nie dotarło do nich, że Jezus nie przyszedł, by dokonać wyzwolenia politycznego, lecz aby nas wyzwolić z niewoli grzechu. Dziwimy się? Czasem i nam się zdarza, że oczekujemy od Jezusa i Jego Kościoła rozwiązania problemów społeczno-politycznych, zamiast pomocy, aby stać się lepszymi ludźmi, aby rosnąć w miłości do Boga i do człowieka. Właśnie od wzrostu miłości rozpoczyna się najpewniejsza i dostępna dla wszystkich droga by rozwiązywać problemy także te społeczno-polityczne. Uczniowie byli przerażeni, zdezorientowani słysząc, że grób Jezusa był pusty.

Czasem również w naszym życiu mogą być momenty, kiedy nie wiemy, co się z nami dzieje, z naszą rodziną czy wspólnotą, ze społeczeństwem. Jesteśmy zdezorientowani. Uczniowie z Emmaus zrozumieli wszystko, co Jezus im wyjaśniał, kiedy Go rozpoznali. Również i my, możemy dużo mówić ludziom o Ewangelii. Oni, jednak będą wierzyli dopiero wtedy, kiedy doświadczą Jego obecności w nas i pośród nas. Tak zdarzyło się w historii opowiedzianej przez pewną pielęgniarkę.

“Od kilku miesięcy przybywa na naszym oddziale dziewczyna chora na raka. Jedna z wielu leczonych w ciągu lat. Ona jest, jednak inna. Nie ma smutnej twarzy, lecz jest zawsze pogodna. Czeka zawsze z cierpliwością, znosi każde cierpienie.

Pewnego razu, kiedy została poddana chemioterapii, spojrzałam na jej przepiękną twarz. Niebieskie oczy były pełne łez, a jej wargi lekko się ruszały: modliła się. To wszystko wypełniło mnie podziwem, zafascynowało mnie.

Kiedy pytam ją, jak potrafi być tak pogodna przy takiej bolesnej terapii odpowiedziała, że jest chrześcijanką i że dlatego cierpienie dla niej ma sens, jeśli ofiarowane Jezusowi.

Nie rozumiem, bo nie jestem chrześcijanką, ale od tego momentu, kiedy ją poznałam, stało się dla mnie jasne, że po śmierci musi coś być; jest to ewidentne w jej osobie, w jej sposobie bycia.

Jeśli Jezus miał oczy, według mnie musiały być takie jak tej dziewczyny, która potrafi kochać więcej niż ja, która budzi pokój i pogodę ducha samym spojrzeniem. Jej obecność mnie przemieniła, pozwoliła doświadczyć radości wcześniej nie znanej”.

ks. Roberto

Regulamin(500)