Pozostajemy na zawsze, na wieczność

 
W dziewiątą rocznicę odejścia do nowego życia Riccardo, focolarina, który spędził w Polsce 25 lat, przypominamy fragmenty świadectw o Jego życiu.

Riccardo Bennicelli, Włoch, fokolarino był w Polsce przez 25 lat. Od roku 2001 był Delegatem Dzieła w Polsce i na Białorusi, Białorusi, którą miał szczególnie w sercu. Musimy powiedzieć, że bardzo kochał te narody. Jego subtelna miłość o typowo maryjnym akcencie sprawia, że jest przez wszystkich kochany: w Dziele w tych krajach, w Kościele, wszędzie.

W 1984 roku, tak opisuje swój pierwszy pobyt w Częstochowie: „Po Mariapoli pojechałem wraz z innymi fokolarinami do Częstochowy. Modliliśmy się za całe Dzieło na świecie, w Polsce i za każdego członka Ruchu. Twarz Maryi jest smutna, głębokie spojrzenie Jej oczu zdaje się prosić o pomoc. Blizny na policzku jeszcze bardziej to podkreślają. Poczułem się wezwany nie wiedziałem, co mam zrobić. Potem przypomniałem sobie to, co przeżyłem podczas Mariapoli. I zrozumiałem, że jeżeli Jej Dzieło się rozwinie, powróci Jej radość. Ta możliwość przywrócenia radości Maryi, stała się dla mnie natychmiast wielką radością”.

                                                                  Giancarlo

Jego miłość była miłością czujną. Czuło się, że trwał w miłości w chwili obecnej. Była to miłość zawsze wdzięczna. To było znamienne. Ja jestem przyzwyczajony dziękować za to, co ktoś dobrego zrobił dla mnie, natomiast On dziękował również wtedy, kiedy widział, że ktoś robi coś dobrego dla drugiego.

                                                              Roberto

Pracowaliśmy na tym samym Uniwersytecie. Jeśli mam wybrać coś z tego co Go charakteryzowało, to był On dzieckiem Ewangelicznym, widziałem to będąc z Nim. Chciałbym być, … takim dzieckiem prostym, pełnym ufności wypływającej z tego, że mamy Ojca w Niebie i Matkę Maryję. Był stale zachwycony, czasami wydawało nam się i pytaliśmy: „Gdzie On żyje?”. On szedł przez życie zachwycony cudami Bożymi, światem, naturą. Również Jego zawód i to co przekazywał studentom, nauki o ziemi, ale przede wszystkim był zafascynowany człowiekiem i o tym wiemy wszyscy, braćmi i siostrami. Pewnego razu znamienną rzecz powiedział ojciec jednego z nas, przebywając u nas (wyjechał on w trudnych czasach z Polski do Ameryki), kiedy nas odwiedził i swojego syna, odjeżdżając powiedział do jednego z nas: „Ale ten Riccardo jest szczególny. Jest On prawdziwym mężczyzną, ale Jego miłość ma też aspekt żeński, miłość matczyną i ojcowską jednocześnie”. I jest to może coś, co nas wszystkich bardzo poruszało. Jestem pierwszy, żeby to powiedzieć, że bardzo Go kochamy, bo zdobył nas swoją miłością, nie myśląc nawet o tym.

                                                                       Max

Przyjechałem 13 sierpnia do Genewy, gdzie on był u swojej rodziny i natychmiast zanurzyliśmy się w tej rzeczywistości kochania Jezusa pośrodku. W tym czasie odbywały się różne spotkania w Szwajcarii, we Francji (spotkania formacyjne) i on żył dla każdego z tych spotkań. Jak zapewniał Emmaus: „Jestem wielką studnią, więc bierz tyle ile trzeba na wszystkie potrzeby Dzieła”. On tego pragnął. W dniu Wniebowzięcia NMP, wydawało się, że Riccardo odejdzie w tej chwili. Zgromadziliśmy się wtedy wszyscy wokół niego, zawołaliśmy proboszcza i odprawiliśmy Mszę św., szczególną. Msza św., podczas której, ci którzy tam byli na pewno pamiętają, wypełniało się to, czym Riccardo zawsze chciał być: Eucharystią żywą. On podczas tej Mszy był ołtarzem, ofiarą i kapłanem. Są to słowa Ojca Ottavio, który celebrował tę Mszę. Każdy kto przychodził go odwiedzić, będąc w tym pokoju, mówił: „To jest katedra, tutaj wchodzi się na palcach, ponieważ jest coś świętego”. Natychmiast całe Dzieło na całym świecie, zaczęło prosić Maryję o cud. Riccardo żartował, mówiąc: „Ja dziękuję za modlitwy, ale największy cud już się wydarzył. Największy cud, to Jezus pomiędzy nami. Proszę by ten Jezus był coraz większy. Ofiaruję wszystko za to, w tej intencji”.

Każde cierpienie ofiarował za te osoby, które były w potrzebie, za kogoś, kto przechodzi próbę, problemy w Rosji, ale też problemy w różnych strefach świata.

W pewnym momencie powiedział mi: „wiesz, kiedy usłyszałem, że jestem chory, postanowiłem objąć Jezusa opuszczonego, ale teraz widzę, że nie ma już Jezusa opuszczonego, jest Jezus pomiędzy nami. Wszystko jest takie proste, jestem spokojny, czuję pokój. Jest wiele światła, ponieważ jest Jezus pomiędzy nami”. I czuło się to, przebywając w tym pokoju, będąc obok niego czuło się żywą obecność Jezusa pośrodku.

W pewnym momencie powiedział mi coś, czego nie rozumiałem u Chiary. Jeśli mogę to porównać, to czuję się jak płatek róży, który został posłany do ziemi dalekiej, aby zanieść szczególny zapach. Teraz Bóg przynosi mnie do tej jedynej róży, do Centrum i On każe mi tworzyć [na nowo] tę różę”. On był bardzo pewny tego, że ofiarował życie Bogu i że nadchodzi ten moment. Wiele razy mi mówił: „Jestem gotowy na tę godzinę, chcę spotkać Jezusa Nie wiem jak to będzie, ale ufam, że ostatnie podejście zrobimy razem, wbijając gwóźdź, za gwoździem w skałę, a tym gwoździem będzie Jezus pośrodku”. I tak było…. Riccardo odszedł bardzo spokojnie. Byliśmy z Giancarlo i z popi odprawialiśmy Mszę św. Powiem ostatnie zdanie, które on powiedział, powiedział do telefonu Emmaus: „ Na zawsze. Pozostaję na zawsze”. I powiem jeszcze zdanie, które on mi powiedział przedtem w jednym ze swoich listów: „Pozostajemy na zawsze, na wieczność. Z każdym spotkamy się tam”. Utrzymujmy Jezusa pośrodku.

                                                     Edson

Informacje o życiu Riccardo w zakładce Mariapoli Niebieskie

Regulamin(500)