Riccardo Bennicelli

 
"Każdą latorośl, (…) która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy” (J 15,2).

 

Foto2_riccardo
Giancarlo Faletti

Jest nas wiele podczas tego pożegnania Riccarda, które chcemy przeżyć razem. Jest nas wiele. przede wszystkim rodzina Riccarda, Jego piękna rodzina, tak liczna i tak obecna tutaj, Jego przyjaciele obecni tutaj w ten dzień, duża grupa osób z Polski, przedstawiciele Uniwersytetu w Lublinie, są tu również obecni delegaci Dzieła, Ruchu Focolari z całego świata. Są również inne osoby z Ruchu, które są w Castelgandolfo i łączą się z nami. Ten moment chcemy też przeżyć razem z tymi, którzy teraz na całym świecie łączą się z nami poprzez Internet. Na całym świecie, w Polsce i na Białorusi. Was wszystkich i tych którzy się z nami łączą, przekazuję nasze pozdrowienie.

Żeby powiedzieć parę słów o Riccardo wziąłem przesłanie, które Emmaus, prezydent Ruchu Focolari, przesłała w tych dniach na cały świat.

gienekWe wtorek w drugim dniu rekolekcji Delegatów Dzieła z całego świata, w których przez ostatnie lata Riccardo uczestniczył, odprawiłem Mszę św. w Jego pokoju krótko przed Jego odejściem do Nieba. Odszedł dokładnie o 12:40, podczas gdy Hans z grupą fokolarinów i krewnych odmawiali różaniec, wtedyzakończył swoją Świętą Podróż. Psalm podczas Mszy celebrowanej z Nim, podczas tej Mszy otrzymał jeszcze wiatyk, Jezus stał się Jego towarzyszem podczas tego przejścia. Psalm mówił: „Idźmy z radością na spotkanie Pana. Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano: ‘Pójdziemy do domu Pana’. Już stoją nasze stopy w twoich bramach Jeruzalem”.
Ricc1Riccardo urodził się w Genui 10 lutego 1956 r. w pięknej rodzinie, jako ostatni z ośmiorga rodzeństwa (siedmiu braci i jedna siostra): Filippo, Franca, która została w domu z Mamą Marią, Andrea, Augusto, Carlo, Federico e Alessandro, którzy są dzisiaj tutaj obecni ze swoimi rodzinami. Przebywając w Genui przez te ostatnie dwa miesiące, można było zauważyć jak wielką miłością się darzą, z jaką miłością jest prowadzony oraz z kompetentną wiedzą braci lekarzy i bratanicy Elizy, tak więc była ta ogromna miłość. W sposób szczególny Riccardo przeżył dzień ślubu bratanicy Giovanny z Michele. Jeśli się nie mylę było to 22 sierpnia. Wyjeżdżając z tej pięknej rodziny Riccardo poznał Ruch Focolari w Perugii w roku 1975, a dwa lata później na swoim pierwszym kongresie młodych z Ruchu Focoalri, słuchając Chiary mówiącej o Jezusie Eucharystycznym, zostaje zafascynowany możliwością bycia Jezusem przez uczestnictwo.
W roku 1978 czuje powołanie do focolare i niedługo potem pisze do Chiary: „Chciałbym wyrazić radość, którą czuję w duszy z tego czym Twoje życie znaczy w moim życiu. Zrozumiałem, że to Jezus obecny w fokolarinach i który żyje pomiędzy nimi, wezwał mnie do pójścia za Nim. Pragnę zakorzenić się w Jezusie opuszczonym i w jedności. Z pomocą Maryi i Twoją, pragnę uczynić z mojego życia pożar. Nie ważne czy będzie trwało długo, czy będzie tylko błyskiem na tej ziemi, ale jedno jest pewne, że chcę spalić się cały. Proszę Cię o Słowo Życia i o nowe imię, które pomogą mi w życiu w ten sposób”. Chiara odpowiedziała mu: „Myślałam, żeby dać Ci to Słowo Życia: ‘Każdą latorośl, (…) która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy” (J 15,2) z Ewangelii według św. Jana, a jako nowe imię: Riccardo od Maryi. Z życzeniami, by Maryja mogła stale mieszkać w Twoim domu, a ty, abyś był coraz bardziej Jej dzieckiem”.
W roku 1981 Riccardo jedzie do Loppiano, naszego miasteczka niedaleko Florencji. Przy tej okazji Sergio Infantino pisze o Nim: „Jego powołanie było natychmiast klarowne. W Riccardo widać wyraźnie całkowite podarowanie się, radykalizm, równowagę, zmysł jedności i wierność”. Po kilku miesiącach pobytu w Loppiano, pisze do Gino Bona di Mano ówczesnego odpowiedzialnego za szkołę formacyjną: „Chcę odpowiedzieć na to, co powiedziałeś dzisiaj rano, a co dotyczyło odkrywania w zakamarkach naszej duszy tego, co nie jest uporządkowane, niespójne z wolą Bożą. Wydaje mi się, że stoję i patrzę jeszcze na to, co zostawiłem przyjeżdżając do Loppiano i nie dostrzegam Jezusa pomiędzy nami i w tych których spotykam, dlatego nie pozwalam Mu się porwać, nie żyję chwilą obecną. Ale teraz, kiedy piszę Ci o tym, czuję że Jezus pomiędzy nami staje się moim domem i dlatego mówię Mu „tak”, oto jestem, uczyń ze mną według Twojego Słowa”. W następnym roku pisze do Chiary z Montet w Szwajcarii: „Wzmocniło się we mnie pragnienie kochania jedynie Jezusa, Jezusa opuszczonego. Wcześniej wiele razy prosiłem Maryje, aby mieć jako jedynego Oblubieńca mojej duszy Jego i nikogo innego. Powierzam się Maryi w Dziele, aby pomogła mi to zrealizować”.
Po ukończeniu formacji w Loppiano i w Montet, przez rok mieszka w focolare w Rzymie, a w roku 1984, po ukończeniu studiów z nauk rolniczych, przybywa do Lublina, gdzie wraz z fokolarinem z Polski zapoczątkowuje focolare. Tutaj rozpoczyna doktorat, aby móc pozostać w Polsce, znajdującej się wtedy pod reżymem komunistycznym.
Foto6_riccardoW roku tym tak opisuje swój pierwszy pobyt w Częstochowie: „Po Mariapoli pojechałem wraz z innymi fokolarinami do Częstochowy. Modliliśmy się za całe Dzieło na świecie, w Polsce i za każdego członka. Twarz Maryi jest smutna, głębokie spojrzenie Jej oczu zdaje się prosić o pomoc. Blizny na policzku jeszcze bardziej to podkreślają. Poczułem się wezwany (interpellato) i nie wiedziałem, co mam zrobić. Potem przypomniałem sobie to, co przeżyłem podczas Mariapoli. I zrozumiałem, że jeżeli Jej Dzieło się rozwinie, powróci Jej radość. Ta możliwość przywrócenia radości Maryi, stało się dla mnie natychmiast wielką radością”.
Riccardo był w Polsce przez 25 lat. Od roku 2001 był Delegatem Dzieła w Polsce i na Białorusi, Białorusi którą miał szczególnie w sercu. Musimy powiedzieć, że bardzo kochał te narody. Jego subtelna miłość o typowo maryjnym akcencie sprawia, że jest przez wszystkich kochany: w Dziele w tych krajach, w Kościele, wszędzie.
W roku 2004 Chiara była w Poznaniu. Kiedy Riccardo pozdrawiał Ją na lotnisku, powiedział: „Utrzymujemy Jezusa pośrodku”, a Chiara odpowiedziała Mu: „Wiesz, Ty jesteś do Niego podobny”. Kilka miesięcy później odkryto u Riccardo nowotwór. Pisząc do Hansa, mówiąc Mu o diagnozie, tak zakończył swój list: „Wydaje mi się, że wszystko jest wpisane w boski plan, który każdy z nas realizuje. Miałem pewne światło, żeby zrozumieć sens tych wydarzeń. Wracając kilka dni temu samochodem z Mariapoli Fiore, z naszego miasteczka w Polsce, przypomniało mi się moje Słowo Życia i ono było wyjaśnieniem: ‘Każdą latorośl, (…) która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy” (J 15,2). Riccardo był natychmiast operowany i rak zostaje skutecznie usunięty. Przez kilka lat badania kontrolne były pozytywne. Podczas dorocznego spotkania fokolarinów w grudniu roku 2008 pojawiają się objawy przerzutów. Riccardo dziękuje natychmiast Bogu za podarowane mu cztery lata życia, aż do tego momentu. Po otrzymaniu tej wiadomości Arcybiskup Lubelski wysyła mu SMS-a. Riccardo dziękuje mu i pisze, że gdyby w diecezji były jakieś szczególne intencje, ofiaruje za nie swoją operację. Po otrzymaniu SMS-a od Riccardo, Arcybiskup idzie natychmiast do szpitala, by mu podziękować i powiedzieć, że przyjmuje ofiarę. Następnie na spotkaniu kapłanów z diecezji opowiada im o Riccardo, fokolarinie, przedstawiając Go jako prawdziwego świadka Chrystusa.
Foto5_riccardoW lutym 2009 r. Riccardo pisze do Emmaus: „Kochana Emmaus, wielką radość sprawił mi Twój list, dzięki! Podtrzymuję obietnicę, że będę małą ‘studnią’, z której możesz czerpać, prosząc o łaski potrzebne dla Dzieła i dla Ciebie osobiście”.
W następnych miesiącach choroba rozwija się gwałtownie. Riccardo zdając sobie w pełni sprawę ze stanu swojego zdrowia, nie przestaje trwać nieustannie w postawie dawania, jest żywym świadectwem Zmartwychwstałego. Na pytanie pewnego fokolarina: „Jak dajesz radę tak żyć?”, odpowiada: „Wiesz, nad moją głowa jest jakby magnes, który utrzymuje mnie w górze – to Jezus Pośrodku w Dziele”.
Jak wielu z was, również ja mogę powiedzieć, że kiedy Go spotykałem, a także w tym ostatnim czasie był On żywym wcieleniem tej obecności Jezusa pomiędzy swoimi, we wszystkim przebijała się ta obecność. I Riccardo miał wciąż na ustach i w sercu te słowa, był ich wcieleniem.
Teraz chcemy przekazać następne świadectwa, zaczynając od Roberto i Maxa.
Roberto Saltini
Jesteśmy fokolarinami z tego samego focolare, ale w różnych strojach. Byliśmy z Riccardo 25 lat. Kiedy On przyjechał do Polski, były to bardzo trudne czasy, ponieważ dopiero co zakończył się stan wojenny, sklepy były puste, były jeszcze zamieszki na ulicach. Może przygnieciony trochę tą sytuacją i z powodu małej delikatności, która mnie charakteryzuje, powiedziałem Mu: „Witaj w domu Jezusa opuszczonego”. On był zaskoczony, ale przyjął wyzwanie i dzięki swojej miłości, w środowisku, do którego pojechał, do Lublina, potrafił przemienić dom Jezusa opuszczonego w dom Jezusa pośrodku.
ogniskoJego miłość była miłością czujną. Czuło się, że trwał w miłości w chwili obecnej. Była to miłość zawsze wdzięczna. To było znamienne. Ja jestem przyzwyczajony dziękować za to, co ktoś dobrego zrobił dla mnie, natomiast On dziękował również wtedy, kiedy widział, że ktoś robi coś dobrego dla drugiego. Jego miłość była osobista. Kiedy musiałem rozpocząć rehabilitację kardiologiczną, chodziłem do lasu i zbierałem przy tej okazji grzyby, wtedy z okazji urodzin dostałem od Niego prezent. Podarował mi nożyk do grzybów i szczoteczkę do ich czyszczenia, ale to, co najbardziej mnie poruszyło, to to, że na trzonku był napis: Roberto.
Jego miłość była skierowana do wszystkich. Pewnego razu kiedy szedł na Mszę św. w Lublinie, a była zima, zauważył pewnego ubogiego człowieka, który był zbyt lekko ubrany. Następnego dnia, po przejrzeniu szaf, znalazł kurtkę, zaniósł mu i powiedział: „Ale to nie jest jałmużna, to jest nasza wspólnota dóbr, bo my żyjemy wspólnotą dóbr”. Następnego dnia czekała Go niespodzianka: kiedy ten biedny Go zobaczył przechodzącego, wyciągnął woreczek z pieniędzmi, dał Mu i powiedział: „To jest moja wspólnota dóbr, bo na pewno jest wielu biednych i biedniejszych ode mnie, niech Pan się nimi zajmie”.
dr StefanoTak samo było jeśli idzie o dialogi. W Lublinie Riccardo rozwinął dialog z Kościołem prawosławnym, z kościołami ewangelickimi i z innymi kościołami, dlatego Arcybiskup włączył Go do komisji do spraw dialogu. Miał on w sercu tych wszystkich, którzy byli w jakiś sposób daleko, jak na przykład ci z Rosji i Białorusi.
Riccardo stałe ofiarowywał Jezusowi to, co miał, małe rzeczy. Na przykład po południu chcieliśmy odpocząć, a tu dzwoni dzwonek do drzwi albo telefon. Czasami można się było zdenerwować (sbuffare), a On mówił: „Dla Ciebie, Jezu” i szedł otworzyć drzwi, odpowiadał na telefon. W tej postawie ofiarował, jak to powiedział Giancarlo, swoją operację mózgu Arcybiskupowi i traktował to jako rzecz normalną. Dlatego nie zdziwiłbym się, że On ofiarował ten ostatni rok, od kiedy zrozumiał powagę swojej choroby – zresztą Emmaus wie o tym dobrze, bo mówił, żeby Go traktować, jako studnię, z której można zaczerpnąć, że – On ofiarował to właśnie za Dzieło. A Bóg zobaczył, że ta ofiara jest tak ważna i wartościowa, iż uznał ją za ważniejszą niż wszystkie nasze prośby, aby uczynił cud i przywrócił Mu zdrowie.
Riccardo bardzo lubił żartować, więc kiedy stan Jego zdrowia się pogarszał, postanowiłem napisać Mu w Jego stylu. Napisałem: „Pamiętaj Riccardo, że jesteś w żółtej koszulce i jedź dalej spokojnie, swobodnie (scioltezza), bo zwycięstwo jest pewne”. Jemu bardzo się spodobało to jedź spokojnie, swobodnie i wydaje mi się, że wszystko w tym ostatnim okresie, ten pokój z jakim jechał spokojnie i teraz dojechał nie na [Szmpo Lize’] w Paryżu, ale do celu, do Mariapoli Niebieskiego i wyobrażam sobie, że Maryja poprosiła Chiarę, by wręczyła Mu złoty medal.
Max Stebler
Również ja chcę uczynić krótką komunię o Riccardo. Jak widać pracowaliśmy również na tym samym Uniwersytecie. Jeśli mam wybrać coś z tego co Go charakteryzowało, to był On dzieckiem Ewangelicznym, widziałem to będąc z Nim. Chciałbym być, każdy z nas takim dzieckiem prostym, pełnym ufności wypływającej z tego, że mamy Ojca w Niebie i Matkę Maryję. Był stale zachwycony, czasami wydawało nam się i pytaliśmy: „Gdzie On żyje?”. On szedł przez życie zachwycony cudami Bożymi, światem, naturą. Również Jego zawód i to co przekazywał studentom, nauki o ziemi, ale przede wszystkim był zafascynowany człowiekiem i o tym wiemy wszyscy, braćmi i siostrami. Pewnego razu znamienną rzecz powiedział ojciec jednego z nas, przebywając u nas (wyjechał on w trudnych czasach z Polski do Ameryki), kiedy nas odwiedził i swojego syna, Ricc4odjeżdżając powiedział do jednego z nas: „Ale ten Riccardo jest szczególny. Jest On prawdziwym mężczyzną, ale Jego miłość ma też aspekt żeński, miłość matczyną i ojcowską jednocześnie”. I jest to może coś, co nas wszystkich bardzo poruszało. Jestem pierwszy, żeby to powiedzieć, że bardzo Go kochamy, bo zdobył nas swoją miłością, nie myśląc nawet o tym. Dziękuję!
Teresa Rychwalska
Jestem Teresa z Polski. Z Riccardo przeżyliśmy cztery lata szczególnie blisko jako odpowiedzialni za strefę Polski. Słowo, które nasunęło mi się natychmiast, kiedy zastanawiałam się, co mogę powiedzieć jednym słowem, to słowo: relacje. Przede wszystkim czułam zawsze, że budujemy z Riccardo relację na fundamencie jego głębokiej jedności z Bogiem, która wynosiła również nasze relacje na poziom boski i ludzki jednocześnie. Był dla mnie naprawdę bratem, z którym dzieliłam życie Ideałem, często nasze spotkania zaczynaliśmy od komunii duszy i doświadczeń ze Słowem. W ten sposób żyliśmy jedno w drugim, budując Jezusa pośrodku.
Potem, bardzo poruszały mnie jego relacje z innymi. Jego charakter maryjny, o którym już było tu tak wiele wspomniane, sprawiał, że kochał on wszystkich, jednoczył się ze wszystkimi, ale w sposób szczególny z najmniejszymi, najsłabszymi, najbardziej potrzebującymi. Może właśnie dlatego jego serce zostało pociągnięte przez ziemię, która wołała o wiele miłości, Jezusa Opuszczonego, przez Białoruś. Jest właśnie tutaj Tania, jedyna przedstawicielka, która śpiewała. Naprawdę cieszymy się, że przyjechała… Nie wiem, jak mu się udało – przy trudnościach językowych, problemach z wizami i innych rzeczach – kochać ich tak bardzo, że wszyscy czuli się znani, kochani osobiście.
Ricc5Ta miłość była naprawdę oddaniem życia, bez miary, aż do końca. Tak to właśnie było. W lipcu, kiedy już nie czuł się dobrze, wybrał wyjazd na Mariapoli właśnie tam, na Białorusi. Po 11 godzinach podróży pociągiem, dość uciążliwej – my też to odczuwaliśmy – mógł jedynie uczestniczyć we mszy (praktycznie przebywał w swoim pokoju), momencie komunii, ale jego obecność i jego miłość było to coś więcej niż jakieś wystąpienie, niż wszystkie wystąpienia, było najmocniejszym świadectwem tego Mariapoli. Wielu mówiło na tym Mariapoli, iż w kontakcie z nim czuli obecność Boga, boską energię, miłość Boga, duchowe wsparcie. Jeden z uczestników, mężczyzna już w pewnym wieku, bardzo wrażliwy, powiedział: „Mariapoli, miłość sprawiają, że nasza dusza staje się piękna, jak świeży, dopiero co zerwany kwiat, w przeciwnym razie jesteśmy jak zgniły kwiat. Riccardo był naprawdę zawsze tym świeżym kwiatem, i teraz myślimy, że rozkwita w niebie. Dziękuję.
Witold Stępniewski
Kochani, chciałbym powiedzieć trochę o działalności naukowej Riccarda, bo miałem szczęście być promotorem Jego doktoratu. Trzeba powiedzieć, że tak naprawdę, Riccardo nie przyjechał do Polski, żeby robić karierę naukową, ale aby kochać Jezusa, aby żyć z Jezusem pośrodku, aby wypełniać wolę Bożą. Ale jednocześnie został profesorem, opublikował 64 publikacje naukowe. Dwie Jego doktorantki są obecne tutaj w sali z nami.
Foto1_riccardoJa podziwiałem w Nim Jego stałe pragnienie życia z Jezusem pośrodku również w pracy, gdzie pracowaliśmy razem troje fokolarinów. Nie przyjechał, żeby uczyć, ale aby kochać. Kochał wszystko, również śnieg, również zimno w Polsce, to co nie działało dobrze. Pamiętam jak chciał jechać nocą do Krakowa i kupił bilet i kuszetkę, ale wagon z miejscami do leżenia nie został podłączony. Napisał piosenkę z tej okazji, ale przyjął tę sytuację i pojechał na siedząco. Był otwarty na wszystkich, również na niewierzących, o innych przekonaniach, na obcokrajowców przybywających do naszego Instytutu z różnych krajów.
Podczas tych 12 lat, kiedy pracowaliśmy razem w jednej grupie, nigdy nie widziałem Go podenerwowanym lub zagniewanym, ale kilka razy widziałem, że cierpi, ale nigdy nie zdenerwowany. Mogę więc zaświadczyć o Jego świętości w życiu codziennym.
Kochał również służby bezpieczeństwa, które Go obserwowały i kilka razy przesłuchiwali mnie w Jego sprawie, bo było to dziwne, że człowiek, który mógł zarabiać 2 tys. dolarów, przyjechał do Polski, żeby zarabiać 10 dolarów miesięcznie.
Chciałbym jeszcze opowiedzieć o pewnej sytuacji. Byliśmy w czwórkę: Riccardo, Zosia, ja i jeden profesor z Rosji. Byliśmy w Moskwie i pojechaliśmy do centrum biologicznego w miasteczku Serbukov. Tam poszliśmy do cerkwi. Kiedy Riccardo podziwiał piękno ikon i wyraził swój podziw na temat tych ikon, ten profesor Rosjanin powiedział: „Ale najpiękniejszą ikoną w tej cerkwi teraz jesteś Ty, bo jesteś ikoną żywą”. Dzięki
Zosia Stępniewska
Kochani, chcę powiedzieć coś z serca. Są tutaj doktorantki naszego Riccardo i pragnę również przeczytać list od naszego Rektora, który nie mógł przybyć osobiście, ale wysłał ten list na dzisiaj.
List Rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
habSzanowna Pani Maria Emmaus Voce, Prezydent Dzieła Maryi, Pogrążona w bólu rodzino,
Wspólnoto Dzieła Maryi, Drodzy Przyjaciele,
Katolicki Uniwersytet Lubelski im. Jana Pawła II 9gdzie również Chiara otrzymała swój doktorat) z głębokim bólem przyjął wiadomość o śmierci Riccardo Bennicelliego, wykładowcy naszej uczelni, oddanego wychowawcy i nauczyciela, którego odejście jest wielką stratą dla świata naukowego i dla naszego środowiska uniwersyteckiego. Społeczność Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego łączą się w modlitwie z bólem jego rodziny i przyjaciół.
Niech wszystkie osoby pogrążone w żałobie znajdą pociechę w tych słowach Jezusa Chrystusa: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. Powierzając mu duszę naszego drogiego zmarłego, prosimy Pana, aby wspomniał na wszystkie jego dobre czyny i przyjął go do chwały zmartwychwstania. Niech Boże Miłosierdzie wyjedna mu wieczny pokój, a ludzie na zawsze zachowają o nim dobre wspomnienie. Nigdy nie zapomnimy św. pamięci profesora Bennicelliego w naszych modlitwach.
Prof. dr hab. Stanisław Wilk SDB Rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II
Edson Gallego
Mogę opowiedzieć o ostatnim etapie życia Riccardo, ale nie mogę tego rozpocząć, zanim nie zapewnię Was, tak jak tego pragnął Riccardo, że utrzymujemy Jezusa pośrodku. To były słowa, które wypowiadał do mnie co chwilę, a kiedy już nie mógł mówić, dawał znak (uniesiony kciuk), co oznaczało: „Utrzymujemy Jezusa pośrodku”.
edsonPrzyjechałem 13 sierpnia do Genewy, gdzie on był u swojej rodziny i natychmiast zanurzyliśmy się w tej rzeczywistości kochania Jezusa pośrodku. W tym czasie odbywały się różne spotkania w Szwajcarii, we Francji (spotkania formacyjne) i on żył dla każdego z tych spotkań. Jak zapewniał Emmaus: „Jestem wielką studnią, więc bierz tyle ile trzeba na wszystkie potrzeby Dzieła”. On tego pragnął. W dniu Wniebowzięcia NMP, wydawało się, że Riccardo odejdzie w tej chwili. Zgromadziliśmy się wtedy wszyscy wokół niego, zawołaliśmy proboszcza i odprawiliśmy Mszę św., szczególną. Msza św., podczas której, ci którzy tam byli na pewno pamiętają, wypełniało się to, czym Riccardo zawsze chciał być: Eucharystią żywą. On podczas tej Mszy był ołtarzem, ofiarą i kapłanem. Są to słowa Ojca Ottavio, który celebrował tę Mszę. Każdy kto przychodził go odwiedzić, będąc w tym pokoju, mówił: „To jest katedra, tutaj wchodzi się na palcach, ponieważ jest coś świętego”. Natychmiast całe Dzieło na całym świecie, zaczęło prosić Maryję o cud. Riccardo żartował, mówiąc: „Ja dziękuję za modlitwy, ale największy cud już się wydarzył. Największy cud, to Jezus pomiędzy nami. Proszę by ten Jezus był coraz większy. Ofiaruję wszystko za to, w tej intencji”.
Każde cierpienie ofiarował za te osoby, które były w potrzebie, za kogoś, kto przechodzi próbę, problemy w Rosji, ale też problemy w różnych strefach świata.
W pewnym momencie powiedział mi: „wiesz, kiedy usłyszałem, że jestem chory, postanowiłem objąć Jezusa opuszczonego, ale teraz widzę, że nie ma już Jezusa opuszczonego, jest Jezus pomiędzy nami. Wszystko jest takie proste, jestem spokojny, czuję pokój. Jest wiele światła, ponieważ jest Jezus pomiędzy nami”. I czuło się to, przebywając w tym pokoju, będąc obok niego czuło się żywą obecność Jezusa pośrodku.
W pewnym momencie powiedział mi coś, czego nie rozumiałem u Chiary. Jeśli mogę to porównać, to czuję się jak płatek róży, który został posłany do ziemi dalekiej, aby zanieść szczególny zapach. Teraz Bóg przynosi mnie do tej jedynej róży, do Centrum i On każe mi tworzyć [na nowo] tę różę”. On był bardzo pewny tego, że ofiarował życie Bogu i że nadchodzi ten moment. Wiele razy mi mówił: „Jestem gotowy na tę godzinę, chcę spotkać Jezusa Nie wiem jak to będzie, ale ufam, że ostatnie podejście zrobimy razem, wbijając gwóźdź, za gwoździem w skałę, a tym gwoździem będzie Jezus pośrodku”. I tak było.
Przyjechał do willi Achila, gdyż pragnął tworzyć tę różę, z całym Centrum, ze wszystkimi delegatami ze świata i odszedł drugiego dnia naszego spotkania. Kiedy jechał z Genui do Rocca di Papa, mówił: „Ja nie jadę tam, dlatego, że jestem chory. Ja po 25 latach pobytu w Polsce, tej pięknej ziemi. Dzisiaj zmieniam focolare”. Widziało się w tym wielkość tego popo, że poza chorobą, widział wolę Bożą. Powiedział wówczas w samochodzie, był tam również Federico: „Oto idę, aby pełnić Twoją wolę”. Był bardzo szczęśliwy, że może być w willa Achila z nami. Pewnego dnia, przyszedł go odwiedzić, pośród wielu wizyt, Riccardo Tecilla, który był w pokoju obok, przyjechał na wózku, żeby odwiedzić Riccarda i powiedział: „Masz przepiękne oczy, oczy, w których mogę odczytać Twoją duszę. W twoich oczach widać twoją duszę”. I rzeczywiście tak było. Wiele osób, napisało z całego świata, że były poruszone tym jego spojrzeniem. Chciałem bardzo podziękować za ten moment, kiedy przyszedł ks. Foresi. Przyszedł i dał Riccardo specjalne błogosławieństwo. Potem Riccardo mi powiedział: „Widziałem Chiaretto, ks. Foresi wielkiego jak nigdy dotąd, a obok ks. Foresi czułem obecność Chiary, która jest tutaj z nami”. Widać tutaj charyzmat, który był obecny.
Riccardo odszedł bardzo spokojnie. Byliśmy z Giancarlo i z popi odprawialiśmy Mszę św. Powiem ostatnie zdanie, które on powiedział, powiedział do telefonu Emmaus: „ Na zawsze. Pozostaję na zawsze”. I powiem jeszcze zdanie, które on mi powiedział przedtem w jednym ze swoich listów: „Pozostajemy na zawsze, na wieczność. Z każdym spotkamy się tam”. Utrzymujmy Jezusa pośrodku.

Emmaus Maria Voce

Foto4_riccardoTylko jedno słowo, aby podkreślić to „na zawsze”, o którym mówił Edson. Spotkałam Riccardo kilka razy, odwiedziłam go w tych ostatnich dniach. Siedział w fotelu i czuł się dobrze, wyglądał dobrze. To z czym wyszłam z tego pokoju, to to, że widziałam światło. Nie Riccardo jaśniejącego, ale światło, a zatem ta obecność światła, która z Niego emanowała i w którym ja się poczułam zanurzona. Wtedy też powiedziałam Mu: „Na zawsze”, a On mi odpowiedział: „Tak, na zawsze”. Wspominaliśmy wówczas, że czasami mówiliśmy, zawieraliśmy pakt „aż do końca”, ale w tym „na zawsze” nie ma nawet końca, ponieważ jest „na zawsze”, co przekracza każdą granicę. I czułam, że On mówił mi to w prawdzie i że teraz naprawdę jest z nami „na zawsze”.

Filippo Bennicelli
Mam na imię Filip. Jestem najstarszym bratem Riccarda. Może ktoś z was oczekuje, że opowiem coś o Riccardo, bo jako starszy brat, powinienem znać Go bardzo dobrze. Słuchając was teraz, zrozumiałem, że wy znacie Go o wiele, wiele lepiej ode mnie i ukazaliście mi Riccardo, którego ja w dużej części nie znałem. Nie mogę więc dodać niczego więcej, bo to co najważniejsze, powiedzieliście wy. Mógłbym zostać tu godzinę, dwie, trzy, słuchając tych rzeczy które są przepiękne. Zrozumiałem, kim był mój brat, dzięki wam.
Powiem wam jedną rzecz taką prostą, która może zabrzmieć jak wyrzut wobec Riccarda. Riccardo wyszedł z domu bardzo wcześnie. Ja jako najstarszy brat (jest 17 lat różnicy między nami) on był bardzo mały kiedy ja wyjechałem do pracy, pojechałem do Mediolanu. Nie miałem zatem zbyt wielu okazji, żeby być z nim. W pewnym momencie on wyjechał. Oczywiście utrzymywaliśmy kontakt, odwiedziłem Go również w Loppiano. Muszę wam jednak powiedzieć pewną rzecz: kiedy dowiedziałem się, że idzie do focolare i widząc Go w Loppiano, zadawałem sobie pytanie i nie tylko ja, ale wszyscy w rodzinie, pytaliśmy: co to jest to focolare? Kim są ci focolarini? Mszy nie odprawiają, bo Riccardo nie odprawiał, ale składają śluby. Kiedy ktoś mnie zapyta, co robi twój brat? Co mam odpowiedzieć? Naprawdę, nie było łatwo wytłumaczyć, kim jest, co robi i co znaczy być focolarino. I przyznam się wam, że pytając Go o to, nie miałem pełnej odpowiedzi, wydawało się, że jest pewna powściągliwość, nie chce się narzucać. Nie wiem jak, to wyrazić. Mówił mi: „Wiesz, my staramy się żyć Ewangelią”. Dla niego było to jasne, ale zrozumcie, że dla mnie nie było to takie jasne, jak to było dla Niego. Riccardo nauczył mnie, co to znaczy, przepraszam. Nauczył mnie tego w tych dniach, w ostatnim okresie swojego życia, kiedy widziałem Go cierpiącego w łóżku, ale nie narzekającego nigdy, kiedy dziękował Panu za cierpienia, które otrzymał, za to wszystko co mówiliście, co mówił Edson, który z Nim był. Wtedy zrozumiałem, co znaczy żyć Ewangelią. Przede wszystkim zrozumiałem, że aby ktoś taki jak ja mógł to zrozumieć co znaczy żyć Ewangelią, należy pokazać to poprzez fakty. Wtedy słowa nie są już potrzebne. To chciałem Wam powiedzieć, bo słysząc to, co mówiliście, gdybym coś dodał byłoby już nadto.
Ricc2Chciałbym natomiast podziękować wszystkim, naprawdę wszystkim z całego serca. wszystkim z Ruchu. Nie chcę wymieniać imion, bo bym o kimś zapomniał. Poznaliśmy osoby z Ruchu, pokochaliśmy was i dziękujemy wam z całego serca w naszym imieniu i w imieniu Riccardo.
Giancarlo Faletti
Dziękuję tobie Filipie i całej rodzinie. Jest to dzień światła, wielkiego światła, jasności dla nas wszystkich. Jesteśmy pewni, że to światło Riccarda, będzie nam towarzyszyło i prosimy Go o pomoc, żeby realizował się plan Boga w naszym życiu jak to się zrealizowało w Jego życiu.

Regulamin(500)