Ela Uklańska (5.09.1947 – 27.05.2008)

 
"Wiem i czuję, że wszystko co się wydarza otrzymuję z ręki kochającego Ojca i jest to dla mnie najlepsze".

Ela Uklańska27 maja 2008 r. o 5:20 rano przeszła do Pana wolontariuszka z Warszawy – Ela Uklańska.

Ela urodziła się 5 września 1947 roku. W 1968 zawarła związek małżeński ze Stachem, a w kolejnych latach urodzili się: Agnieszka, Michał i Jurek.

Dzieło poznała na początku lat osiemdziesiątych  przez Mietka Wierzbowskiego, który zauważył w kościele uśmiechniętą panią z dzieckiem. Ela bardzo ucieszyła się z tego kontaktu i powiedziała, że po raz pierwszy jej autystyczny syn okazał oznaki zainteresowania. Od tej pory Ela dostawała co miesiąc Słowa Życia i uczyła się nimi żyć razem z innymi osobami w Warszawie.

Jednak Ideał zachwycił ją na jej pierwszym Mariapoli.

Dzieląc się swoimi wrażeniami na Mariapoli 2008, tak mówiła: „Przeżycie, którego doświadczyłam na tym Mariapoli mogę porównać jedynie z fascynacją, której doświadczyłam 24 lata temu (1983 rok) na moim pierwszym (a potem drugim) Mariapoli, gdy odczułam, że Jezus zaprasza mnie do oddania Mu swego życia i przyjęcia charyzmatu Chiary.

Ela promieniowała zawsze uśmiechem i ten uśmiech przyciągał innych. Wiele osób  poznało Ruch dzięki świadectwu jej życia.

Trzy i pół roku temu okazało się, że Ela ma nowotwór: operacja, chemia, naświetlania. Po dwóch latach choroba powróciła rozsianymi przerzutami do kości. Chodzenie było coraz bardziej utrudnione, musiała zacząć posługiwać się kulami i kolejnie jeździć na wózku.

Dla Eli powrót choroby to wielkie zaskoczenie, ale jak mówiła: „Nie byłam jednak przygnieciona. Teraz widzę że Pan Bóg przygotowywał mnie do przyjęcia tej trudnej diagnozy. Od ponad 2 lat uczę się coraz bardziej rozpoznawać i kochać siebie samą, by umieć coraz prawdziwiej kochać Boga i bliźniego.

I oto przed Wielkanocą podczas adoracji Najświętszego Sakramentu miałam odczucie, jakbym była kołysana przez Ojca w Jego rękach, jak małe dziecko. Radość, która przepełniała mnie całkowicie trwała we mnie przez wiele dni.

Potem kolejny dar przeżywania Triduum Paschalnego. Wielki Czwartek – w sercu radość, spokój i wdzięczność za dar Eucharystii i znowu przepełniające mnie poczucie, że jestem ukochanym dzieckiem Boga. Wielki Piątek – moje przylgnięcie do krzyża w czasie adoracji, nawet w sposób fizyczny – podnosiłam się z klęczek z trudem, obejmując z całej siły drzewo krzyża, a w duszy łączyłam z Jezusem wszystkie moje cierpienia, bóle w nodze, trudności w chodzeniu. I wreszcie Wielka Sobota i radość Wigilii Paschalnej. Ta wewnętrzna radość jest tak duża, że trwa we mnie cały czas.

Obecnie jest we mnie bardzo silna świadomość wielkiej modlitwy w mojej intencji płynącej do Ojca od  wielu, wielu ludzi z różnych środowisk. Wiem i czuję, że wszystko co się wydarza otrzymuję z ręki kochającego Ojca i jest to dla mnie najlepsze.

Dziękuję Bogu za tę łaskę, że potrafię cieszyć się każdą chwilą, a w bólu prosić Jezusa i Maryję o pomoc”.

Ela zawsze była wdzięczna za modlitwy, które wspierały nie tylko Ją, ale całą rodzinę. Ostatnie dni życia Eli były szczególnym świętem. Wokół Jej łóżka gromadziła się rodzina naturalna, ale też wielka rodzina Dzieła: osoby ze wspólnoty warszawskiej, focolarini/ -ne, wolontariuszki, młodzież, która śpiewała, modliła się…

Regulamin(500)