Małżeństwo pomiędzy Niebem a Ziemią…

 
12 grudnia 2021 roku odszedł do Pana Maciej Michniewicz, związany głęboko z Dziełem Maryi jako fokolarino małżonek. Przywołujemy okruchy jego poruszającej historii słowami żony Maryni.

Jak przeformułować ten niesamowity ból rozstania we wdzięczność Bogu za 45 lat życia tak wyjątkowo szczęśliwego? Przez te wszystkie lata naszego małżeństwa zawsze czułam się wyjątkowo wyróżniona, że mogę doświadczać aż tak niezwykłej przygody bycia razem we wzajemnej miłości i jedności we wszystkich sferach życia, szczęścia, które daje jedynie Bóg i Jego obecność. Życie charyzmatem jedności i radykalny wybór Jezusa Opuszczonego – niezależnie przez nas oboje – to życie w ciągłym dążeniu, aby codzienność wznieść, dzięki łasce Bożej, na poziom nadprzyrodzony.

Miłość wzajemna w podarowaniu swego życia jeden za drugiego, oto szczęście, którego doświadczałam z Maćkiem, potem też razem z czwórką dzieci, wnukami. I byliśmy sobie wzajemnie pomocą. Maciek nieraz mówił, gdy nie było mu ze mną łatwo: „Ty moja drogo do świętości!” A On? On dla mnie również…

Tęsknię najbardziej za codzienną z Nim „komunią duszy”, kiedy w ciszy wieczoru opowiadamy sobie o naszych przeżytych chwilach dnia: radościach i cierpieniach i owocach naszego kontaktu z Jezusem w tych momentach. I jeszcze wspólna modlitwa, różaniec, wyjątkowe przeżywanie razem codziennej Mszy Świętej (o to bardzo zabiegaliśmy). Teraz wiem, że ten nie do opisania ból rozstania, który mi nieustannie towarzyszy, jest dlatego, ponieważ tak silna była nasza małżeńska jedność! A jej rozerwanie to jak rozerwanie atomu!

Maciek miał wiele talentów, jak podkreśla też wiele osób, a umysł i duszę inżyniera. Był we wszystkim bardzo ścisły, precyzyjny, dokładny. Wypowiadał się też zwięźle, wydobywał z tematu to, co istotne, „w punkt”. Stanowisko na różne sprawy miał zawsze przemyślane, podawane bez emocji, jego mowa to: „tak, tak – nie, nie”.

Był zawsze radykalny i bezkompromisowy. Miał – dla mnie – tę wyjątkową czystość serca i czystość intencji w swoich (potem naszych) wyborach. Nigdy nie żył dla siebie. Życie dla innych sprawiało mu wyjątkową radość. A mógł taki być, ponieważ sednem Jego istnienia było życie dla Pana Boga i pełnienie Jego woli. Życia wolą Bożą poszukiwaliśmy razem przez wszystkie lata wspólnego życia, czerpiąc przede wszystkim z charyzmatu Chiary Lubich.

Dlatego też Maciek potrafił w historii swego – naszego życia dokonywać kolejnych „cięć”. Najpierw przeprowadzka naszego 4–letniego małżeństwa z Warszawy do Rzeszowa, jeszcze wtedy z pierwszym synem Michałem, bo najważniejsza dla niego była zawsze rodzina i stworzenie jej jak najlepszych warunków rozwoju. Praca na Politechnice w Rzeszowie, doktorat na Politechnice Warszawskiej. Wyjazd na półroczne stypendium do Austrii, aby ostatecznie rozeznać, czy jego drogą powinna być droga naukowa. Po powrocie znajduje już odpowiedź. Dokonuje kolejnego „cięcia” – dla rodziny. Wtedy też rodzi się pomysł założenia (razem z przyjaciółmi) firmy oprogramowania komputerowego prowadzonej według Ekonomii Komunii. Zostawia pracę i wykłady na Politechnice, aby być „na całego” dla nowej idei.

Po 23 latach życia w Rzeszowie i bolesnym doświadczeniu, w wieku 50 lat ryzykuje podjęcie bardzo odpowiedzialnej pracy, która wiąże się z kolejną przeprowadzką do Warszawy. A kiedy pozwalają na to warunki rodzinne, na prośbę odpowiedzialnych za Ruch przenosi się razem z żoną i swoim 96–letnim ojcem (śp.) do miasteczka Mariapoli Fiore, aby tam służyć Dziełu Maryi do końca swych dni.

Małżeństwo sakramentalne traktowaliśmy od początku jako wyjątkowe powołanie! Po 10 latach wspólnego poszukiwania wspólnoty dla pogłębionej, duchowej formacji naszego małżeństwa i rodziny poznaliśmy Ruch Focolari. Bardzo szybko zrozumieliśmy, że to „nasza droga”. Obydwoje, choć w różnym czasie, odkryliśmy też nasze powołanie (każdego osobiste) jako małżonkowie fokolarini. Staliśmy się rodziną focolare. Nasze życie nabrało nowego wymiaru, regularnej, pogłębionej formacji, nowej radości i wizji życia w małżeństwie i rodzinie na wzór Rodziny z Nazaretu z Jezusem pośrodku, wizji kształtowania dzieci.

Zaangażowanie w Ruchu rodziło także nowe obowiązki poza domem. Nastąpiły częste wyjazdy do focolare do Krakowa, potem do Lublina i Warszawy, związane z osobistą formacją i organizowaniem spotkań. Poza pracą zawodową, często społeczną, pomocą rodzicom, dochodziło zaangażowanie w budowanie Dzieła Maryi w kolejnych miejscach, tam, gdzie żyliśmy. Wszystko z planem, kalendarzem i zegarkiem w kolejnych „chwilach obecnych”. Tej organizacji życia uczyliśmy się ja i dzieci od Maćka: dynamiki, aktywności, a równocześnie spokoju chwila po chwili. Razem doświadczaliśmy pragnienia harmonii życia fizycznego, duchowego i psychicznego. To on przypominał, że dawno nie byliśmy w filharmonii, operze, kinie. Doskonale organizował wakacje letnie i zimowe dla mnie, dzieci potem wnuków. A był to zawsze wypoczynek aktywny, nawet dynamiczny i różnorodny. Kochał morze, jeziora, a góry szczególnie: tam mógł godzinami przebywać, fotografować, wędrować, kontemplować Boga w przyrodzie…

I tak przez kolejne lata: budowanie od podstaw wspólnoty Dzieła Maryi w Rzeszowie, kilka kręgów rodzin, organizowanie spotkań dla dzieci i młodzieży, wyjazdy do seminariów duchownych w Rzeszowie i Przemyślu, włączanie się w Kongresy Ruchów Katolickich, organizowanie przez 10 kolejnych lat dwóch turnusów ogólnopolskich Mariapoli na KUL–u, 10 wyjazdów do tworzącej się wspólnoty na Białorusi, potem w Warszawie: grupy Słowa Życia i kręgi rodzin. W okresie warszawskim przez 9 lat pracowaliśmy szczególnie intensywnie dla Nowych Rodzin jako ich odpowiedzialni: poprzez wiele inicjatyw dla małżeństw (zwłaszcza młodych) i narzeczonych w Polsce oraz organizację wyjazdów na spotkania  ogólnoświatowe do Centrum Ruchu. A nade wszystko budowanie osobistych relacji z wieloma osobami poprzez odwiedziny, listy, telefony i goszczenie wielu w naszym domu: młodzieży, małżeństw, fokolarinów, księży, kleryków… W tej aktywności uzupełnialiśmy się bardzo: ja byłam inicjatorką, pomysłodawczynią i organizatorką (jego muzą, jak mówił), Maciek – merytoryczną podporą i precyzją wykonania.

Maciek kochał życie charyzmatem jedności, często mówił o postanowieniu życia w wierności do końca temu charyzmatowi. Kochał też swoje kolejne focolare, kochał konkretnie. O tym opowiadają sami fokolarini…

Pan Bóg zabrał Maćka do siebie 12 grudnia 2021 roku, w trzecią niedzielę Adwentu –GAUDETE – niedzielę radości! W święto Matki Bożej z Guadalupe. Wierzę, że Maryja zaprosiła Maćka do Nieba w swoje święto, a Jezus przywitał go z wielką RADOŚCIĄ!

Opracowanie redakcji na podstawie wspomnień Marii Michniewicz

Regulamin(500)