Marco Tecilla – pierwszy fokolarino

 
W dwa tygodnie po śmierci Marco Tecilla pierwszego fokolarina, przypominamy tę szczególną postać, wdzięczni za jego „tak” Panu Bogu, które było początkiem gałęzi męskiej konsekrowanych w Ruchu Focolari.

MarcoTecillaMarco urodził się w Trydencie w 1926 roku. Jego tata Joachim był piekarzem, mama Wiktoria pielęgniarką. Miał siostrę Marię i trzech braci. W czasie kryzysu w 1929 roku ojciec stracił pracę. Tak wspominał te wydarzenia Marco ‘Pamiętam, chodziłem z ojcem od piekarni do piekarni, gdzie szukał pracy i prosił o chleb dla nas. Zauważyłem, że, podczas gdy jedną ręką trzymał mnie za rękę, to w drugiej miał różaniec, który odmawiał po drodze’. Pomimo trudności materialnych jego dzieciństwo było szczęśliwe. Po ukończeniu szkoły zawodowej mając 14 lat rozpoczął pracę w firmie handlowej, jako praktykant.

W styczniu 1943 roku jego ojciec, po długiej chorobie przyjmuje ostatnie namaszczenie od ojca Kazimierza i przed śmiercią wyraża ostatnie pragnienie: aby jego dzieci zostały tercjarzami franciszkańskimi. Marco pisze: ‘Tydzień po pogrzebie mój brat Riccardo i ja posłuszni życzeniu ojca, otrzymujemy ubiór tercjarski w pobliskim kościele franciszkanów, moja siostra Maria była już tercjarką od wielu lat’. Nadchodzi wojna. Marco udaje się uniknąć powołania do wojska, odbywa służbę w Cismon del Grappa. Są to straszne momenty, o mało nie został zabity przez żołnierza SS, ratuje go pewna kobieta mówiąca po niemiecku, u której mieszkał.

Tymczsem, dzięki pomocy brata Riccardo, zostaje przyjęty do pracy na kolei, jego siostra Maria (ratując się przed deportacją) zatrudnia sie jako szatniarka w Opera Serafica w Kolegium Kapucyńskim, w tym samym gdzie uczyła Chiara. Maria mimo bombardowań wciąż chce uczestniczyć w różnych spotkaniach, szuka ubrań dla ubogich, jest niezwykle wielkoduszna.

Po zakończeniu wojny Marco przechodzi kryzys duchowy: „Skąd zaczerpnąć nowej energii? Pod koniec roku ’45 …postanowiłem złożyć wizytę temu kapucynowi, który nas przyjął do trzeciego zakonu i towarzyszył mojemu ojcu w ostatnich momentach życia. Przyjął mnie z miłością i natychmiast zaprosił do udziału w krótkiej medytacji, które prowadziła Chiara dla grupy młodzieży, co środę rano, po Mszy św. o 6.30. Jej słowa były pełne ognia. W mojej duszy wszystko brzmiało jak nowe, tematy były proste, ale głębokie i ewangeliczne…” W tę środę rano ojciec zaprosił nas na spotkanie w sali im. Kardynała Massaia, w następną sobotę, o godz. 14.30. Poszedłem na to spotkanie”.

Marco zauważył, że w spotkaniu, na które został zaproszony, uczestniczyły przyjaciółki jego siostry Marii (a on uważał je za takie, które przesadzają i są zbyt entuzjastyczne), więc chciał się podnieść i wyjść, ale siedział w takim miejscu, że niegrzecznie byłoby wyjść, więc jako człowiek dobrze wychowany, pozostał. Po modlitwie głos zabrał ojciec Kazimierz: „Obecnie przemówi animatorka grupy: Chiara Lubich.” Mówiła o Bogu z takim zapałem i przekonaniem, że wątpliwości znikały.

Tak zaczyna się nowa przygoda Marco. Często jest proszony do maleńkiego mieszkania na Placu Kapucyńskim o wykonanie drobnych napraw. Panuje tam atmosfera nadprzyrodzona. Marco pisze: „Pewnego wieczoru miałem coś naprawiać i trwało to dłużej niż zwykle, Chiara szyła coś siedząc przy stole, druga z dziewcząt porządkowała naczynia. Gdy skończyłem swoją pracę, zszedłem z drabinki i Chiara – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – poprosiła, abym na chwilę usiadł i odpoczął. Zwróciła się do mnie, Marco, robotnika… mówiła mi o Jezusie, tym Jezusie, w którego wierzyłem, ale czułem jak jest ode mnie odległy, choć uważałem się za gorliwego chrześcijanina.

‘Gdyby Jezus dziś, w XX wieku, przyszedł na ziemię, byłby robotnikiem, który pracuje, który się modli, je, odpoczywa… dziś byłby Jezusem elektrykiem, tak jak ty…’ Oszołomiła mnie ta nowa wizja chrześcijaństwa.  Zobaczyłem, że moja przeszłość, a uważałem ją zawsze za dobrą, rozpadła się, jak budynek trafiony przez bombę i poczułem niepokój. A równocześnie ujrzałem, że otwiera się przede mną nowy horyzont, pełen światła. Kiedy wyszedłem z domu, niebo było usiane gwiazdami, zatrzymałem się, oparłem na jakimś murku, starając się zbadać sklepienie niebieskie, by odnaleźć tajemnicze spojrzenie Boga i podziękować Mu. Rozpoczynało się dla mnie nowe życie, musiałem przewrócić kartę i rzucić się w ramiona tego Boga, który objawił mi się jako  MIŁOŚĆ”. 

Marco odpowiada w pełni na Ideał [1]. Stara sie nim żyć w środowisku pracy i w relacjach, w nieustannym dialogu z Chiarą, która pewnego dnia zdradza mu „ich tajemnicę”, o której tak mówi sam Marco: „Szczerze pragnąłem kochać Boga, czułem jednak ciężar mojej natury, która nieraz kusiła mnie, by to wszystko zostawić. Teraz przeczuwałem, że z Jezusem ukrzyżowanym i opuszczonym zdołam przezwyciężyć każdą trudność”.

MarcoMarco_primi-tempi_3W ten sposób, po kilku perypetiach z powodu służby wojskowej, wieczorem 27 listopada 1948 r. przy ulicy Antonio z Trydentu n. 13, w jednym z pokojów rodziny Agostini, rodzi się pierwsze fokolare męskie, które w grudniu następnego roku przemieszcza się do drewutni-kurnika znajdującego się pod tym samym adresem. Tego wieczora razem z Livio, drugim fokolarinem, z którym rozpoczynali tę przygodę, około północy otwierają Ewangelię i pierwsze przeczytane zdanie brzmi: „ .. wy, którzy poszliście za Mną, […] otrzymacie stokroć tyle w tym życiu i życie wieczne”. Gdy zamknęliśmy Ewangelię, nasze oczy się spotykają, wyrażając przeogromną wdzięczność dla Boga, który tak nieskończenie nas umiłował. Tak zaczynała się nowa, boska przygoda”.

Kilka dni później Chiara ostatecznie pozostawiała Trydent przenosząc się do Rzymu. „Byłem w fokolare od tygodnia i zdawało mi się, że zaszło słońce…  czy nie wybraliśmy jednak Jezusa Opuszczonego? „Dwa miesiące później Chiara wzywa do Rzymu Livio, Marco nie tylko pozostanie bez Chiary, ale również bez towarzysza w fokolare. „czyż nie wybraliśmy jednak Jezusa Opuszczonego?”.

We wrześniu 1950 r. Chiara prosi Marco, by pojechał i otworzył fokolare w Turynie; pozostaje tam rok. W następnych trzech latach widzimy go w Rzymie, Mediolanie i w Syrakuzach. W 1953 jedzie na kilka miesięcy do Insbruku, gdzie otwiera fokolare, potem aż do roku 1958 przebywa w różnych miastach włoskich, a w październiku tegoż roku razem z Lią i Fiore odbywają podróż do Ameryki Południowej, odwiedzając Urugwaj, Argentynę, Brazylię oraz Chile. W roku 1960 powraca do Włoch, do Triestu, a potem za żelazną kurtynę do Zagrzebia. Po pobycie w Syrakuzach w ’64 spotykamy go w Centrum, gdzie 22 listopada tego roku ks. bp Stimpfle jemu oraz Marasowi Zirandoli udziela święceń kapłańskich w kaplicy obecnego Centrum Mariapoli.

Jako nowo wyświęcony kapłan przebywa w Brazylii w latach ’64-’67, później na rok wraca do Centrum z ks. Foresim, a potem znów pragnie być jedynie służeniem Brazylii, gdzie przebywa w latach 67’- 71’. Po roku przerwy zaczyna się jego nowe doświadczenie w fokolare na południu Włoch od ’72 do ’78 – jest do dyspozycji wszystkich, jeżdżąc z mała walizeczką z najpotrzebniejszymi rzeczami. Po powrocie zostaje na południu Włoch aż do września 1978, kiedy Chiara wysyła go do Mediolanu, gdzie dotąd odpowiedzialnym był Bruno Venturini. Trzy lata później wyjeżdża do Triveneto, najpierw do Padwy, a później do swojego Trydentu, gdzie wraca po 31 latach. Spotkał tam wielu z pierwszych czasów Ideału, rodzące się Centrum Mariapoli i miasto gotowe przyjąć projekt ”Płonący Trydent”, lansowany przez Chiarę w czerwcu 2001 r.

Pewnego wieczoru, 31 grudnia 2001, nieoczekiwana wiadomość: odszedł do Nieba Enzo Fondi i Chiara prosi, aby jego miejsce w Centrum Dzieła zajął natychmiast Marco, Marco zbiera kilka swoich rzeczy i przybywa do fokolare, w którym są pierwszy kapłan focolarino – Chiaretto, oraz pierwsi wśród fokolarinów – Oreste, Fons, Fede, Bruno i Turnia.

W ostatnich latach widać jego niestrudzone zaangażowanie w przekazywanie charyzmatu, między innymi poprzez lekcje duchowości przeprowadzane młodym fokolarinom w szkołach formacyjnych oraz uczestnikom szkół formacyjnych innych gałęzi Ruchu. Marco rozsiewał miłość w różnych częściach świata, spowodował narodziny jedności między ludźmi różnych warstw społecznych i różnych kręgów kulturowych.

Wiele osób przychodziło go odwiedzać, szczególnie po ubiegłorocznym niewielkim wylewie. W tej nowej fazie życia pogłębiło się jego życie jednością w coraz silniejszej miłości wzajemnej. Kiedy 8 maja jego stan nieoczekiwanie się pogorszył, Marco swymi jaśniejącymi oczami zdawał się obejmować wszystko i wszystkich, także lekarza, chcąc jakby powiedzieć, jak jest ważne, aby pomiędzy nami była Miłość doskonała: Bóg pomiędzy nami.

Przytaczamy fragmenty wywiadu z Marco z roku 2008, w którym na kilka dni po śmierci Chiary opisuje swój kontakt z nią oraz przedstawia, jak widzi przyszłość Dzieła.

Marco20-VGGCH-20010601-Marco_016„Tym, kto się o mnie troszczył, kto karmił mnie bezpośrednio mlekiem Ideału, była Chiara.[…] Chiara była naprawdę mamą, która zrodziła mnie do prawdziwego życia i karmiła mnie światłem Ideału, mądrością. Miałem z nią zawsze kontakt jak syn z matką, bardzo prosty. Poza tym my z Trydentu […] za wiele nie mówimy. Na Placu Kapucyńskim śpiewaliśmy razem na dwa, trzy głosy (z Chiarą i Natalią). Był to, więc kontakt pełen prostoty. I to mnie zawsze fascynowało”.

„A teraz kiedy Chiara… Czuję, więc, że jej nie ma, tej rzeczywistości od strony fizycznej nie da się zaprzeczyć; czuję jednak, że obietnicę, która nam zostawiła: ‘Kiedy umrę, będę obecna w Dziele, odczuwam […], że ona jest, że jest. Również podczas Mszy, które odprawiałem, prawie nie potrafię modlić się za nią jako zmarłą, modlę się jak za żywą, aby nam wszystkim pomagała. Takie mam wrażenie w duszy. Dlatego nawet przyjazd tutaj do Centrum, czy kiedy jestem w domu i patrzę na dom Chiary, z mojego okna widać dom Chiary… czuję wtedy jej obecność stałą, nieustanną.”

„Dlatego proszę Boga, by nade mną czuwał, czuwał nad moim zdrowiem, abym mógł nieść ten bagaż bogactwa, który Chiara mi zostawiła, bym mógł go przekazywać, ofiarując go nowym osobom kierującym Ruchem, które przyjdą.  Pewnie, że my nie pójdziemy na emeryturę, bo dla nas emerytura nie oznacza śmierci, a poza tym wiadomo, że nawet gdy jesteśmy chorzy, możemy zawsze pracować dla Dzieła. Ale moim pragnieniem jest: póki mam odrobinę tchu w piersiach, odrobinę oddechu, chciałbym móc podarować całego siebie dla nowych pokoleń, które później powinny to wszystko nieść.

Jestem więc przekonany, pewny, dzięki doświadczeniu, […], przez wiarę i przez to, że widziałem to w obecnym życiu – jestem pewien, że to pójdzie naprzód, że przyniesie owoce i to jeszcze większe, tak jak Jezus powiedział swoim uczniom: „Jeszcze większe rzeczy uczynicie od tych”, jestem pewien, że ten kto przyjdzie po nas, dokona jeszcze większych rzeczy niż nasze, właśnie dzięki bogactwu przekazanemu przez charyzmat, który nigdy nie umrze”.

8 maja, w święto Matki Bożej, Marco Tecilla, pierwszy fokolarino odszedł do Nieba – oznajmiała Maria Voce, Prezydent Ruchu Focolari w swoim telegramie do wszystkich członków Dzieła.

Pisała: Marco – ze swą mocą i wiarą w charyzmat, z czystością swego życia Ewangelią – pozostawia w nas wszystkich znamię radykalizmu pierwszych czasów. Aż do końca miał w sercu nieustanne pragnienie podarowania się Dziełu, szczególnie formowaniu nowych pokoleń, aby przekazać im całe dziedzictwo Chiary”.

Wielu z nas wspomina nasze ostatnie spotkanie z Marco w styczniu tego roku, podczas naszych dorocznych rekolekcji w Rzymie. Brat, przyjaciel, który już drżącym głosem, ale z mocą i siłą podarowywał Ideał. Pokazywał całym sobą, że najważniejszą i największą rzeczą, jaką możemy podarować drugiemu człowiekowi to bycie z nim i dla niego. Takim pozostanie w naszych sercach.

[1] Ideał – słowo, którym Chiara i jej pierwsze koleżanki określają swój nowy sposób życia Ewangelią, który jest odpowiedzią na miłość Boga-Miłości

Regulamin(500)