Jezus Opuszczony i Dzieło Maryi

 
To właśnie na opuszczeniu Jezusa ukrzyżowanego Bóg skoncentrował naszą duszę już w początkach Ruchu (22.01.1944). W tym cierpieniu i przez to cierpienie, które jest szczytem męki, rozwinął się nasz Ruch.

Jak Kościół

To właśnie na opuszczeniu Jezusa ukrzyżowanego Bóg skoncentrował naszą duszę już w początkach Ruchu. W tym cierpieniu i przez to cierpienie, które jest szczytem męki, rozwinął się nasz Ruch.

         Opowiem jak to wszystko było, ale od razu można zauważyć, że linie wielkiej historii założenia Kościoła znajdują, w pewien sposób, odbicie w historii naszego Ruchu, który chociaż na małą skalę, jest Kościołem. Jan Paweł II w sierpniu 1984 stwierdził, że nasze Dzieło posiada fizjonomię swej Matki: „Widzę, że idziecie bardzo autentycznie za tą wizją Kościoła, za tym samookreśleniem, które Kościół sobie nadał na Soborze Watykańskim II”. Wiadomo, że odkupienie rodzaju ludzkiego zostało zapoczątkowane przez miłość Jezusa do Ojca. Miłość ta natchnęła Jezusa, aby wypełnić to, czego pragnął Ojciec, czyli by spełnić wolę Ojca. Wola ta w istocie streszczała się w miłości do braci, a Jezus oddał za nich swe życie: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Jeśli przyjrzymy się naszemu Ruchowi, widzimy, że także on wypływa z pragnienia miłości: miłować Boga, który w pierwszych dniach naszej historii objawił się nam jako Miłość, jako Ojciec. Także dla nas miłość ta polegała i polega na spełnianiu woli Bożej, której streszczeniem jest nowe przykazanie: „abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). Więc również dla nas miłość Boga (po włosku l’amare Dio = kochać Boga) ma to znaczenie: być gotowym umrzeć jeden za drugiego (por. J 15,13).

Kto jest miłością?

Zapowiedź naszej historii. Nie było jeszcze pierwszego focolare; nie znałam jeszcze swojej pierwszej towarzyszki. Uczyłam. Pewnego dnia przyszła do mnie wierząca, gorliwa osoba. Opiekowała się ona grupą młodzieży, którą zafascynowała religią przez spotkania rekreacyjne, muzykę, wesołe opowiadania. Zapytała mnie czy mogłabym im coś powiedzieć. Zgodziłam się.

         „O czym będzie Pani mówiła?” – pyta. „O miłości” – odpowiadam. „A czym jest miłość?” – zaciekawiona pyta dalej. ” To Jezus ukrzyżowany”  – odpowiadam.

Prawdopodobnie wówczas po raz pierwszy, w moim życiu przyszłej fokolariny, mówiłam o Nim. W tamtych czasach, nawet w środowiskach znanych z wierności wobec religii, jak to z którego pochodziłyśmy, nie było w zwyczaju mówić o miłości. A jeszcze mniej wierzyć, że Ukrzyżowany, który przyciąga wszystkich do siebie, jest skuteczną siłą apostolatu także w naszej epoce. Dlatego – muszę wyznać – że do dzisiaj nie wiem, kto mi włożył w usta takie określenie miłości. Później zrozumiałam: Jezus ukrzyżowany – mówi o tym także święty Paweł – „samego siebie wydał za nas”(Ef 5,2), „samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20).

Księga ksiąg

         Ukrzyżowany wkrótce się objawił w życiu pierwszych fokolarin jako Ten, którego należy naśladować, aby dawać konkretny wyraz naszej miłości do Boga. Świadczą o tym niektóre moje myśli z listu pochodzącego prawdopodobnie z ’44:

„Przesyłam wam myśl, która streszcza całe nasze życie duchowe: Jezus ukrzyżowany!

Oto wszystko.

On jest księgą ksiąg.

On jest sumą wszelkiej wiedzy.

On jest najgorętszą miłością.

On jest najdoskonalszym wzorem.

Uczyńmy Go jedynym ideałem naszego życia.

To On pociągnął świętego Pawła do takiej świętości…

Niech nasza dusza pragnąca kochać pamięta o Nim zawsze w każdej nadchodzącej chwili.

Niech nasza miłość nie będzie sentymentalizmem.

Niech nie będzie zewnętrznym współczuciem.

Niech będzie zespoleniem z Nim „.

Największe cierpienie

Prawie równocześnie zauważamy jednak, że obok przymiotnika „ukrzyżowany” pojawia się inny: „opuszczony”. Co on oznacza? W jaki sposób Jezus opuszczony objawił się jako nasze specyficzne powołanie? Dnia 24 stycznia 1944 pewien ksiądz powiedział nam, że Jezus cierpiał najbardziej, kiedy wołał na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46; Mk 15,34). Wśród chrześcijan panowało wówczas przekonanie, że Jezus cierpiał najbardziej w Ogrodzie Getsemani. Jednak my, przekonane o słuszności słów kapłana, jako przedstawiciela Chrystusa, uwierzyłyśmy, że opuszczenie było szczytem cierpienia. Wiemy zresztą, że to przekonanie staje się dzisiaj wspólnym dziedzictwem dla teologii i duchowości. Spotkanie ze wspomnianym kapłanem stało się zewnętrzną okolicznością, która – widzimy to teraz – była odpowiedzią Boga na naszą modlitwę, w której my, pierwsze fokolariny, porwane pięknem Testamentu Jezusa, poprosiłyśmy Go, zjednoczone w Jego imię, aby nauczył nas urzeczywistniać jedność, o którą przed śmiercią prosił Ojca. W ciągu pięćdziesięciu sześciu lat życia Ruchu, zawsze doświadczaliśmy, że jedność jest możliwa właśnie dzięki miłości do Jezusa ukrzyżowanego i opuszczonego.

Jego wybór

Okoliczność ta kryła w sobie przesłanie dla nas. Jezus opuszczony objawiał się nam po raz pierwszy, abyśmy Go wybrały czy też lepiej, po to by nas wybrać i zaprosić nas do pójścia za Sobą: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15,16). On zatem stanął na czele rzeszy ludzi, którzy razem z nami poszli, idą i pójdą za Nim. I nie mieliśmy wątpliwości. Powołał nas mocno i zdecydowanie. Jezus opuszczony stał się wkrótce naszym wszystkim.

 

                   Fragmenty książki: Krzyk opuszczenia, Chiara Lubich. 2001.

Regulamin(500)