Zwyczajnie niezwyczajna szkoła

 
- Nie mogłyśmy już wychodzić z domu. Był to dla nas ogromny ból i cierpienie. Ciężko było zaakceptować tę sytuację natychmiast, od zaraz. Wiele razy pytałyśmy: Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego podczas naszej „szkoły” to wszystko musi się wydarzać? – opowiadają Ania i Julia o czasie pierwszych restrykcji z powodu koronawirusa.

Loppiano to międzynarodowe miasteczko Ruchu Focolari, które znajduje się blisko Florencji we Włoszech. W swoim orędziu na półwiecze jego istnienia 6 października 2014 roku papież Franciszek napisał m.in. „jest to miasto-szkoła życia, by przywrócić nadzieję światu, by dawać świadectwo, że Ewangelia jest naprawdę zaczynem i solą nowej cywilizacji miłości”. Loppiano zamieszkuje dziś blisko 700 osób z 70 krajów świata, starających się wcielić w życie ideał chrześcijańskiego współistnienia w różnorodności kultur”. Duża część tej wspólnoty przeżywa tam okres formacji, także intelektualnej i zawodowej.

Także młodzi chłopcy i dziewczęta nazywani w Ruchu genami, co znaczy nowe pokolenie  (wł. generazione nova), przyjeżdżają tam z różnych zakątków świata na swoją formację, która trwa od września do czerwca. Jest to tzw. szkoła gen.

Od września 2019 roku przebywają tam dwie uczestniczki z Polski, które dzielą się z nami swoim doświadczeniem.

Ania i Julia: Szkoła gen w Loppiano jest dla nas niczym normalna szkoła, do której każdy uczeń chodzi na dzień. Jednak znaczy ona dla nas coś więcej… to po prostu szkoła życia. Przyjeżdżamy tu z każdego zakątka świata, z Afryki, Azji, Ameryki czy Europy i łączy nas ten sam ideał jedności, mimo istniejących wielu różnic kulturowych. Jest to dla nas ogromnym wyzwaniem, bo mamy tak wiele odmiennych przyzwyczajeń, ale tym samym wiele okazji, by lepiej poznać siebie nawzajem. Dużo można wyczytać z książek na temat odmiennych kultur, ale nic nie daje tyle, co rozmowa z drugim człowiekiem. Tutaj nam tego nie brakuje. Jednak jest to dopiero początek naszej formacji.

Wszystkie aspekty życia w tej szkole są dla nas bardzo ważne. Rano zaczynamy dzień wspólną modlitwą. Jest to moment, w którym powierzamy Bogu wszystkie nasze troski, a także prośby, które mamy w sercach. Przedpołudnie to czas, kiedy szczególnie uczymy się życia ideałem. Słuchamy wielu nagrań, w których Chiara wyjaśnia duchowość jedności Ruchu właśnie nam, genom. Podczas tych naszych wyjątkowych lekcji możemy poznać siebie nawzajem poprzez komunię duszy. To dla nas bardzo ważne w budowaniu jedności na co dzień.

Popołudnie to natomiast czas pracy. Weekendy spędzamy w bardzo różny sposób. Czasami spotykamy się z całym miasteczkiem na spotkaniach plenarnych, by porozmawiać i realizować różne aktywności, które mogą pomóc w ulepszaniu naszego miasteczka. Świętujemy ważne dla nas wydarzenia np.: gdy ktoś wyjeżdża czy obchodzi urodziny. W styczniu np. chłopcy z Brazylii zorganizowali imprezę karnawałową, bo jest to dla nich ważne wydarzenie. Nie brakuje również wypadów poza Loppiano, by zwiedzić cudowną Toskanię. Byliśmy już w Sjenie, Arezzo, Florencji, Pizie czy Asyżu

Każda chwila spędzona w Loppiano jest dla nas wielkim wyzwaniem, nie brakuje nam nowych wrażeń, a przede wszystkim doświadczeń. Mimo trudności dziękujemy Bogu za szansę, którą otrzymaliśmy, by móc wzrastać w jego łasce, rozwijać się i iść w głąb duchowości razem z innymi, a co najważniejsze poznawać samych siebie.

Julia: Od samego początku byłyśmy bardzo ciekawe, jak wygląda życie innych dziewcząt, dlatego chciałyśmy wykorzystać każdą wolną chwilę, by porozmawiać, ale już tutaj pojawiła się pierwsza mała-wielka trudność: bariera językowa.

Miałyśmy wielki zapał, żeby zrozumieć jak najwięcej, lecz także podzielić się tym, co mamy w sercu. Jednak okazało się to niemałym wyzwaniem, bo nie wszystkie znałyśmy dobrze ten sam język. Dla mnie np. łatwiejszy był j. włoski, ale większość dziewcząt nie potrafiła jeszcze porozumiewać się w tym języku. Trudno mi było skupić się w każdej chwili, żeby zrozumieć j. angielski, a każda mówiła z innym akcentem. Każdego dnia powodowało to duże zmęczenie i ból głowy. Jednak w tym samym czasie zrobiłyśmy piękne doświadczenie, by się nie blokować, lecz próbować otwierać na innych, wciąż próbować, próbować, próbować. Najważniejsze w tym wszystkim było właśnie nastawienie innych, chęć zrozumienia się nawzajem, dlatego na początku rozmawialiśmy bardzo wolno. Nie było ważne, czy mówisz mniej czy bardziej poprawnie, my po prostu chcieliśmy wymienić się naszymi doświadczeniami i lepiej się poznać. Również gdy ktoś znał choć trochę włoski, próbował zrozumieć drugiego w tym języku. Oczywiście, używaliśmy także translatora (robimy to jeszcze teraz) i co najważniejsze – gestów. W każdy możliwy sposób próbowałyśmy się porozumieć, bo dla nas było priorytetem, by już od samego początku budować między nami relacje. Zobaczyłyśmy, że dzięki miłości wzajemnej każdy mur możemy zburzyć, jeżeli naprawdę 

tego chcemy. Oczywiście nie sami – tego właśnie się tutaj uczymy. Uczymy się wzrastać razem, akceptować siebie nawzajem i pomagać sobie w wyeliminowaniu złych nawyków. Więc teraz cieszymy się, że zrobiłyśmy ten ogromny krok, by wyjść ze swojej strefy komfortu i starać się budować piękne, głębokie relacje z innymi osobami, niezależnie od narodowości. To pokazuje, że budowanie zjednoczonego świata jest rzeczywiście możliwe, ale z pomocą Ducha Świętego i dzięki miłości wzajemnej.

Ania: Dla mnie pięknym doświadczeniem jest możliwość pracy fizycznej. Pracujemy w różnych miejscach (Contoterzi, Fantasy, Azurro). Dla niektórych dziewczyn jest to pierwsze zetknięcie się z tego rodzaju pracą, dlatego wspieramy się wzajemnie każdego dnia. Muszę przyznać, że czasem jestem bardzo zmęczona, nie mam siły i motywacji do pracy. Zawsze wtedy myślę, że nie pracuję tylko „dla siebie”, ale dla całej mojej wspólnoty i jest to także część mojej formacji.

To motywuje mnie bardzo i dodaje sił. Czuję się wtedy w pełni współodpowiedzialna za moją wspólnotę, jak za prawdziwą rodzinę. Myśl, że jestem częścią tej rodziny, sprawia, że z odwagą idę dalej, nie zatrzymując się na swoich słabościach i ograniczeniach.

Ania i Julia: Czas kwarantanny jest dla nas ogromnym doświadczeniem Jezusa Opuszczonego i tego, jak dzięki miłości do Niego przychodzi prawdziwe zmartwychwstanie w naszych sercach i umysłach.

Na początku epidemii zostały wprowadzane ograniczenia, m.in. zachowywanie odległości podczas spotkań, na Mszy, przyjmowanie Eucharystii obowiązkowo na rękę oraz coraz rzadsze spotkania pomiędzy różnymi obecnymi tutaj „szkołami”.

Ale w pewnym momencie, gdy sytuacja koronawirusa we Włoszech bardzo się pogorszyła, nasze codzienne życie diametralnie się zmieniło… Nie mieliśmy już możliwości uczestniczenia we Mszy św., lekcje, spotkania odbywały się tylko w gronie genin, bez możliwości spotykania się z innymi, a czasem nawet musiałyśmy ograniczać kontakty pomiędzy nami, samymi dziewczynami, na

koniec brak pracy. Przez krótki czas była możliwość, by po prostu pójść i pomodlić się w kościele, bo nie został zamknięty. Pamiętam, że te momenty były dla mnie bardzo ważne. Chodziłyśmy w 2, 3 osoby, by odmawiać wspólnie Różaniec, zagłębiając się w niezmierzoną ciszę tego świętego miejsca. Ale potem, mimo że kościoła definitywnie nie zamknięto, nie mogłyśmy już wychodzić z domu. Był to dla nas ogromny ból i cierpienie. Ciężko było zaakceptować tę sytuację natychmiast, od zaraz. Wiele razy pytałyśmy: 

Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego podczas naszej „szkoły” to wszystko musi się wydarzać?

Z dnia na dzień próbowałyśmy zrozumieć tego naszego Jezusa Opuszczonego, nie zatrzymując się tylko na skupianiu się na negatywnych aspektach , zwłaszcza że był to okres Wielkiego Postu, a więc również okazja, by ofiarować nasze cierpienie za tych, którzy bardziej niż my potrzebowali tej modlitwy.

Miałyśmy też więcej czasu, by pobyć razem i poznać się jeszcze lepiej z innymi dziewczynami. Również zauważyłyśmy, że te osoby, które były bardziej zamknięte w sobie, teraz zaczęły bardziej wychodzić do innych i spędzać wspólnie czas.

Spotkania z innymi „szkołami” Loppiano miałyśmy przez Zoom i choć mogliśmy się wirtualnie zobaczyć, nie ukrywamy, że nie było to łatwe.

Z czasem pojawiła się okazja, by szyć maski dla lekarzy i pielęgniarek z Toskanii. Ucieszyłyśmy się bardzo z tej możliwości pracy, która była jednocześnie niesieniem pomocy. Robimy to do teraz, sprzedając maseczki dla tych, którzy ich potrzebują. Jednak początek był dla wszystkich trudny, wymagał poświęcenia. Pracowałyśmy więcej niż poprzednio, każda „szkoła” o innej porze, wykonując wciąż tę samą czynność i to pod presją czasu, bo każdego dnia musieliśmy uszyć określoną ilość masek.

Teraz już godziny pracy wróciły do normy i jako że Włochy weszły w 2. fazę możemy pracować razem z innymi „szkołami”, zachowując oczywiście odpowiednie odległości. Miasteczko powoli zaczyna odżywać, coraz więcej miejsc pracy zaczyna się tutaj otwierać, a po tak długo wyczekiwanym czasie (ok. 2 miesiące) od 18 maja uczestniczymy wreszcie w Mszy św.

Regulamin(500)