Uwięziona w Izraelu

 
Pani Zofia Bielecka, emerytowana  nauczycielka języka angielskiego i  dyrektorka IX LO w Lublinie, od  kilku lat angażuje się w pomoc  potrzebującym w Ziemi Świętej. W  ramach wolontariatu już cztery  razy przebywała w Ojczyźnie Jezusa, służąc ofiarnie w parafii pw.  Świętego Abrahama w Beer Szewie.  Refleksjami z ostatniego,  wyjątkowego pobytu zechciała się z  nami podzielić. 
„Pozwól Mi się narodzić, a Ja przemienię twoje serce w Niebo”

Uwięziona – tytuł jak w amerykańskim dreszczowcu. Ale choć okna okratowane, to już samo otoczenie budynku, piękne ogrody wskazują na coś zupełnie innego. I oczywiście wyjątkowość miejsca… Ziemia Święta, cel życiowych pielgrzymek i świadek historia sacra. Tutaj przecież rozegrały się wydarzenia opisywane w świętych pismach chrześcijaństwa. Ziemia cudów Jezusa i narodzin naszej wiary. I w takim wyjątkowym miejscu przeżyłam swoje wyjątkowe uwięzienie spowodowane pandemią. Czas ten raczej nazwałabym „uwięzieniem w miłości”, tak wiele bowiem mogłam tam doświadczyć dobra, serdeczności i szczerej modlitwy. A chyba zawsze, gdy otrzymujemy darmowe pokłady miłości od innych, czujemy się też przynagleni do odwzajemniania i starań, by ukochać drugiego człowieka zanim będzie się ukochanym. Był to więc czas pełen miłości od ludzi i dla ludzi. Trudów też nie brakowało. Kiedy wiemy, że wyjeżdżamy nawet na bardzo długo, możemy odpowiednio się do tego przygotować. Inaczej, gdy wyjazd na krótki czas trzeba wydłużyć o wiele kolejnych miesięcy. Jaką decyzję podjąć? Wracać za wszelką cenę, kiedy to jeszcze możliwe, czy trwać służąc innym, bo po to przecież tam pojechałam? Jak rozeznać co jest Wolą Bożą?

Moje serce było gotowe, by stracić coś dla Pana Boga.

Ale co? Wolontariat, dla którego przyjechałam do Domu Abrahama, czy powrót do rodziny, za którą przecież bardzo tęskniłam? Ale jeśli dusza jest gotowa, znajdą się i rozwiązania. I moja pamięć przywołała słowa Chiary Lubich, która w jednym ze swoich rozważań powiedziała, iż aby żyć wolą Bożą, nasze trwanie powinno być zanurzone w stabat Maryi. Zrozumiałam więc, że muszę sprawić, by moje „ja” zamilkło zupełnie; oderwać się od kłębowiska nerwowych rozmyślań „co dobre i bezpieczne, a co nie” i rozeznać wolę Bożą oczami kapłana i własnych dzieci. Tak się stało i… zostałam. Oczywiście nikt z nas wówczas nie przypuszczał, że aż na tyle miesięcy. Tymczasem koronawirus coraz mocniej dawał o sobie znać, rozszerzała się pandemia, narastały lęki i niepokoje. I ciągle ta niewiadoma, kiedy może nastąpić koniec całego zamieszania. Kolejne odwołane loty i comiesięczne aplikowanie o przedłużenie wizy były mocno frustrujące. Tym bardziej, że na niemiłe a czasami wręcz upokarzające spotkania z urzędnikami narażałam też kapłana, który musiał mi w tych wizytach towarzyszyć. Ale im trudniej tym mocniej trzeba kochać, a z każdej przeszkody uczynić odskocznię do miłowania, zwłaszcza gdy w bilansie zysków i strat tego szczególnego „uwięzienia” przeważało jednak dobro, znacznie więcej otrzymanych darów niż tego, co utracone. Był to wystarczająco długi okres, by przeżyć wyjątkowe rekolekcje w Ziemi Świętej, doświadczyć synowskiej troski kapłana i ciepła rodzinnego wśród wielokulturowej wspólnoty, ale największym darem była codzienna Eucharystia, uczestniczenie w tej najpiękniejszej TAJEMNICY MIŁOŚCI.

Pandemia bardzo wiele zmieniła również w Domu Abrahama.

W Domu Abrahama jest miejsce dla wszystkich

Szczęśliwie jeszcze przed ogólnonarodowym lockdownem udało nam się wyjechać do Jerozolimy i przeżyć wspólnie Drogę Krzyżową pielgrzymując przez Via Dolorosa, ale już Niedziela Palmowa wyglądała zupełnie inaczej. Nie było procesji wokół Bazyliki Grobu Bożego ani popołudniowego wielobarwnego korowodu, kiedy to rozśpiewane rzesze lokalnych chrześcijan i pielgrzymów przybywających nie tylko z różnych parafii Ziemi Świętej, ale także z całego świata, przepływały tłumnie z Góry Oliwnej aż do sanktuarium Świętej Anny w murach Starego Miasta. Ta radosna i sięgająca czasów bizantyjskich tradycja jerozolimskiej procesji nie była możliwa w roku 2020. „Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość i rozsiewajcie jej ziarno” (por. Kol 3, 14). Postanowiliśmy więc zorganizować coś lokalnie, by dać parafianom odrobinę radości i dotrzeć do ich domów, skoro oni z powodu lockdownu nie mogli przyjść do kościoła na uroczyste celebrowanie Niedzieli Palmowej. Kilka dni wcześniej ks. Piotr, proboszcz parafii pw. Świętego Abrahama, wyszukał gdzieś w terenie gałęzie odpowiedniej palmy, a ja z liści zrobiłam tradycyjne krzyżyki. Umocowane na gałązkach oliwnych, omodlone i pobłogosławione, zostały potem rozwiezione do drzwi parafialnych domów, ku radości domowników. Zakaz jakichkolwiek-zgromadzeń, zamknięte kościoły i synagogi, sprawiły, że Triduum Paschalne, Wielkanoc… wszystko było inne. Nasz dom, wcześniej zawsze odwiedzany przez parafian, gości, pielgrzymów, teraz opustoszał. Opustoszała też nasza kaplica. Był to czas szczególny, doświadczenie zupełnie innej wspólnoty, ale i głębszego zrozumienia, że choć są jej różne „krople” oraz „kropelki”, to Miłość jest zawsze jedna, jedyna i taka sama, a nasze istnienie ma sens, jeżeli istniejemy dla kogoś.

W dużej mierze życie wspólnotowe przeniosło się do Internetu.

Wierni uczestniczyli w Eucharystii on-line, kapłani nagrywali Słowo Boże i rozważania, więzi i relacje podtrzymywane były telefonicznie lub przez różnorodne środki przekazu i aplikacje. Starałam się wspomagać podejmowane działania przynajmniej w tych najprostszych czynnościach, zajmując się domem i ogrodem oraz domowymi zwierzętami. W miarę potrzeb, służyłam jako zakrystianka w kościele i byłam lektorem podczas Eucharystii. Ale, jak mawiał ks. Piotr, „wielkość jest w tym, co małe a piękna można i trzeba szukać w drobnych rzeczach, jak karmienie psa czy kota lub plewienie warzywniaka”. To moje „niewiele” odciążało Proboszcza od domowych  obowiązków  i  mógł on spokojnie „wyjść w teren” ze swoją duszpasterską posługą. A posługa to wyjątkowa, bo i kapłan szczególny.

Ksiądz Piotr Żelazko jest proboszczem, jak sam mówi, najmniejszej parafii świata na Pustyni Negev.

Przygotowania do Niedzieli Palmowej. Na pierwszym planie ks. Piotr, dalej – p. Zofia Bielecka z krzyżykami z liści palmowych

Urodził się w Lubsku (woj. lubuskie), ukończył Arcybiskupie Wyższe Seminarium Duchowne w Szczecinie, a potem studia na Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie, w czasie których wyjechał na jeden semestr do Izraela i od pierwszego wejrzenia tak mocno zakochał się w Ziemi Świętej, że po studiach wrócił, zrobił doktorat w Jerozolimie i oddał całe swe serce lokalnej wspólnocie katolików języka hebrajskiego. Od sześciu lat jest odpowiedzialny za taką wspólnotę w Beer Szewie – dość dużym mieście biorąc pod uwagę jego zaludnienie (ok. 200 tys. mieszkańców) i możliwości rozwojowe oraz tempo rozbudowy, ale w znacznym oddaleniu  od  tych  najważniejszych szlaków pielgrzymkowych. Parafia pw. Świętego Abrahama, jedyna katolicka parafia w promieniu 100 km, liczy ok. 120 osób. Są to nie tylko rdzenni mieszkańcy o korzeniach arabskich czy żydowskich, lecz także emigranci i uchodźcy z różnych krajów. Okresowo dołączają do wspólnoty ci,  którzy przyjeżdżają do Izraela zarobkowo lub na studia. Ksiądz Piotr zna po imieniu swoich parafian, a Mszę św. celebruje  w  różnych  językach,  ale niedzielna Eucharystia jest zawsze po hebrajsku. Drzwi kaplicy są otwarte dla wszystkich, nie tylko parafian, i dlatego można tutaj spotkać też osobyniewierzące lub wyznawców innych religii. W Domu Abrahama nie może być inaczej, wszak uczy tego sam Patron, który przyjmował wędrowców nie pytając o ich pochodzenie. Tutaj płoną chanukowe świece  i  można  pomodlić  się  przy bożonarodzeniowej szopce. Niestety, ta rzeczywistość została zaburzona, gdy z powodu pandemii zakazano również religijnych zgromadzeń. Piękne międzyreligijne spotkania w ramach Negev Interfaith też nie były możliwe, ale nie dało się zatrzymać przyjaźni i relacji. I kiedy w każdy piątek przed szabatem zaprzyjaźniony rabin otrzymuje od zaprzyjaźnionego supermarketu niesprzedane artykuły spożywcze, dzieli się nimi z katolickim księdzem, a ten załadowuje swoje srebrne polo bułkami i pączkami, chlebem i chałkami, i rozwozi parafianom, a przy okazji tych odwiedzin pociesza i podnosi na duchu, przyjmuje zamówienia na inne zakupy i monitoruje potrzeby wspólnoty. Terenowe i na peryferiach duszpasterzowanie ks. Piotra sprawia, że ten Boży kapłan daje miłość opuszczonym, siłę słabym, pocieszenie samotnym a odrzuconym pokój i nadzieję. Nie ma w nim żadnego dualizmu; staje przed Panem Bogiem, by po chwili stanąć przed bliźnim, do którego przez Boga zostaje posłany. Po prawie miesięcznym lockdownie rząd zniósł niektóre restrykcje i możliwe były już religijne spotkania, ale tylko na zewnątrz. Dostosowaliśmy więc nasze patio, by umożliwić tam sprawowanie Eucharystii z udziałem wiernych, aczkolwiek bez nagłośnienia i śpiewu ze względu na zamieszkujące dokoła żydowskie rodziny. Można też było poruszać się po całym kraju, oczywiście z zachowaniem odpowiednich zasad bezpieczeństwa. Ogromna to radość móc znowu znaleźć się na pustyni, która rzuca na kolana: „Odmień nasz los, o Panie, jak strumienie w [ziemi] Negeb” (Ps 126, 4). Teraz strumienie były wyschnięte, ale przecież znów nadejdzie pora deszczowa i znów rwącymi potokami popłynie życiodajna woda a na wyjałowionej ziemi rozkwitną kwiaty i zazieleni się trawa. I ponownie Ziemię Świętą zapełnią rzesze pielgrzymów, którzy będą przemierzać ścieżki Patriarchów i podziwiać krajobrazy na szlakach Sędziów i Proroków, rozważać słowa Jezusa i Apostołów w miejscach, gdzie Oni nauczali.

Obecnie cała Terra Sancta opustoszała.

Każdy, kto był w Jerozolimie, pamięta zapewne zatłoczone uliczki i kolorowe sklepiki. Teraz zaciągnięte żaluzje i cisza, która dzwoni w uszach. Trudno spotkać drugiego człowieka nawet w Bazylice Grobu, gdzie pod jednym dachem tłumy modliły się w różnych językach świata a pielgrzymi sześciu Kościołów często wielbili Boga w tym samym czasie po grecku i łacinie, a także w języku koptyjskim, armeńskim, syriackim i starożytnej Etiopii. Większość świątyń i synagog nie jest w ogóle otwierana. I jeszcze ten częsty i bolesny obraz samotnego kapłana przy ołtarzu, a przecież zamysłem Boga wobec nas jest „gdzie dwaj lub trzej…” (por. Mt 18, 20). Pusto wokół Jeziora Genezaret i w całej Galilei. Betlejem zupełnie niedostępne, bo Palestyna to już inny kraj. Jak uda się Maryi przedostać przez zamknięte granice? A do narodzin już tak blisko… Czy zdoła przebić się przez nasze ograniczenia, zamknięte granice naszych serc? Perspektywa kolejnego lockodownu oznacza, że radosna Pasterka na Polu Pasterzy z licznym udziałem wiernych i pielgrzymów nie będzie w tym roku możliwa. A na ile jesteśmy gotowi, by prawdziwie przeżyć Trzecią Tajemnicę Radosną w naszych rodzinach? Jakże wdzięczni powinniśmy być Kościołowi, że w kolędach i jasełkach ocalił pamięć o tej tajemnicy. Może więc właśnie w tym szczególnym czasie pandemii, gdy każdego dnia potrzebujemy światła i nadziei, jesteśmy bardziej przynagleni, by podzielić to wyjątkowe macierzyństwo Maryi i zanieść światu Jezusa, rodząc Go w miłości wzajemnej pomiędzy nami… „Pozwól Mi się narodzić, a Ja przemienię twoje serce w Niebo”.

 

Zofia Bielecka

Zdjęcia z archiwum autorki

 

 

Regulamin(500)