Maryja w Ruchu Focolari – z tekstów Chiary Lubich

 
W maju, miesiącu poświęconym Maryi, przedstawiamy jeden z tekstów, ukazujący rolę i miejsce Maryi w Ruchu, który Chiara Lubich wygłosiła w Castel Gandolfo na Kongresie Maryjnym w 2003 roku.

Kongres Maryjny, Castel Gandolfo,  29.04.2003

 

Temat, który teraz mam przedstawić, nosi tytuł: „Maryja w Ruchu Focolari, czyli w Dziele Maryi, a różaniec”.

Przypominam sobie mgliście, że Maryja – choć zawsze przez nas i przeze mnie kochana – stała się obecna w naszym Ruchu w pewnym konkretnym momencie na jego początku,  kiedy Duch Święty ze swoim nowym charyzmatem zaczynał na nas promieniować swoim światłem. Ale wtedy nic więcej o Niej nie wiedziałam. Przeczuwałam jednak, że aby otrzymać odpowiedź, powinnam znowu na Niej skupić uwagę.

I oto, wbrew przewidywaniom, z ogromnego zbioru kart i dokumentów naszej historii, właśnie tego dnia wpadł mi ręce pewien mój tekst z lat ’50, który trochę mi to wyjaśniał.

Zaczynał się od słów melodii, którą usłyszymy później i w formie dziennika mówił dalej słowami, które mnie wzruszyły: „(Pewnego dnia) podczas straszliwego bombardowania – był to czas wojny – leżąc z twarzą na ziemi, pokryta gęstym pyłem unoszącym się w powietrzu, kiedy się podniosłam, cudem prawie ocalała; wśród krzyków obecnych tam ludzi spokojna i pełna pokoju, spostrzegłam, że w chwili, gdy groziła mi utrata życia, poczułam w duszy głębokie cierpienie: że już więcej nie będę mogła odmawiać Zdrowaś Mario. Nie rozumiałam wtedy sensu tych słów. Później – gdy zaczęły pojawiać się ziarenka różańca żywego (chodziło o grupę pierwszych fokolarin), a Bóg – dobierając sobie jakby kwiat do kwiatu – kształtował to Dzieło, które teraz całkowicie należy do Maryi – zrozumiałam ten ból.

Być może w planach Boga leżało, aby chwała Maryi popłynęła do Nieba w czasach, gdy papieże włączyli do Jej korony najwspanialsze perły: Maryja Niepokalana, Wniebowzięta, Królowa! Jednak to Zdrowaś Mario, które pragnęłam odmawiać, miało się składać ze słów żywych, z osób, które – niczym druga Maryja – miały dać światu

Paciorki żywego różańca!

Żywe słowa!

Drugie Maryje!

Oto światło, którego oczekiwałam. Taki był i jest zasadniczy związek pomiędzy naszym Dziełem a różańcem. Ale dla nas jedynie w ten sposób także różaniec odmawiany może mieć pełną wartość, ponieważ chwałę rzeczywistą, prawdziwą, pełną i miłą osobie, którą czci, najlepiej oddaje ten, kto stara się ją naśladować.

Dla nas, dla mnie, móc odmawiać Zdrowaś Mario oznacza wznosić duchowe, żywe sanktuarium Maryi, na Jej chwałę, chwałę – która Ona będąc „przejrzystością” Boga – odnosi zawsze do Niego. A ponieważ nasze Dzieło miało być przede wszystkim żywym różańcem, dlatego kierowani nadprzyrodzonym instynktem nazwaliśmy je „Dziełem Maryi”.

Po tym pierwszym objawieniu się Maryi przez pewien czas nie dowiedzieliśmy się o Niej niczego nowego. Sądziliśmy, że wobec nas pragnie postępować tak, jak wobec pierwotnego Kościoła – nie zechce ukazać siebie, aby całą przestrzeń zostawić Jezusowi. Porównywaliśmy Ją do bramy, bramy wiodącej do Chrystusa. Mówiliśmy: „brama nie jest bramą, jeśli się nie otwiera, aby dać przejście”. Dopiero później zrozumieliśmy, że to, co stało się potem w rodzącym się Ruchu, nie mogło się dokonać bez Jej wpływu, bez Jej obecności, chociaż ukrytej. Ten nowy styl życia, bowiem, „duchowość jedności”, której podstawy Duch Święty wpisywał w nasze serca ognistymi zgłoskami, okazały się dla nas jakby pokarmem, którym Maryja karmiła nasze dusze. Ponieważ prawdy, którymi żyliśmy, wybrane z Ewangelii: Bóg-Miłość, wola Boża, Słowo, miłość bliźniego, Jezus ukrzyżowany i opuszczony, jedność – zazębiające się pomiędzy sobą, dały nam możliwość, przez naszą miłość wzajemną, „rodzenia Jezusa pomiędzy nami”[1] – jak się wyraził Paweł VI: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje (w mojej miłości, wyjaśniają Ojcowie Kościoła), tam jestem pośród nich” (Mt. 18,20).

Jezus duchowo obecny wśród nas! Ten sam Jezus, który fizycznie otrzymał życie od Maryi. Dlatego, także w tym okresie, założyliśmy, że razem z Duchem Świętym obecna była też z nami Maryja. Sobór mówi, że jedynie Maryja i Duch Święty pozwalają, aby Chrystus rodził się i wzrastał w sercach wiernych [2].

Ale gdy nadszedł moment Jej oficjalnego – jeśli tak można powiedzieć – pojawienia się w naszym Ruchu, ukazała się Ona, a raczej Bóg nam Ją ukazał, jak jest wielka, proporcjonalnie do tego, jak bardzo potrafiła zniknąć w cieniu: wielka, wielka! Było to w roku 1949, w okresie szczególnych łask (być może w okresie „oświecającym” naszej historii). Wtedy właśnie Bóg zechciał powiedzieć nieco naszym sercom o Maryi. Zrozumieliśmy na przykład, że Maryja – włączona niczym rzadki i wyjątkowy klejnot w łono Trójcy Świętej – cała była Słowem Boga, była całkowicie przyobleczona w Słowo Boże. A to odkrycie wywarło na nas tak silne wrażenie, że zdawało nam się, iż jedynie aniołowie mogliby coś o Niej powiedzieć. Jeśli bowiem Verbum, Słowo Boże, jest pięknem Ojca, to Maryja cała utkana ze Słowa Bożego, jaśniała niezrównanym pięknem!  O tym, że Matka Boża cała jest Słowem Boga, mówi Magnificat, którego oryginalność polega właśnie na tym, że składa się z następujących po sobie kolejno zdań Pisma Świętego, gdyż Najświętsza Dziewica karmiła się tak dalece Pismem Świętym, że samorzutnie używała jego słów.

I wydało nam się oczywiste, że – przy całej niepowtarzalnej doskonałości Maryi – o Jej oryginalności stanowiła cecha, która winna charakteryzować każdego chrześcijanina – powtarzanie życiem Chrystusa, Prawdy, Słowa – w osobowości, jaką otrzymał od Boga.

Maryja, widziana oczami duszy w ten sposób, pociągała nas bardzo mocno; narodziła się w nas nowa miłość do Niej. Na tę naszą nową miłość odpowiedziała Ona z ewangeliczną hojnością, objawiając nam jeszcze wyraźniej to, co wynosiło Ją ponad wszelkie wyobrażenia – że jest Matką Boga. Theotokos. A więc nie tylko, jak myśleliśmy wcześniej, młodą skromną dziewczyną z Nazaretu, najpiękniejszym stworzeniem na świecie, sercem, które nosi w sobie i przewyższa miłość wszystkich matek tej ziemi, lecz – Matką Boga. I wystarczyło najmniejsze nawet przeczucie tej tajemnicy, byśmy zamilkli w niemej adoracji, dziękując Bogu za wielkie rzeczy, których dokonał w jednym ze swych stworzeń.

Wydało nam się bowiem – dzięki nowemu Jej zrozumieniu – że Maryja odsłoniła nam wymiar tajemnicy, który do tej pory prawie zupełnie pomijaliśmy. Przedtem – używając porównania – widzieliśmy Maryję w zestawieniu z Chrystusem i ze świętymi, tak jak na niebie widzi się księżyc (Maryja), naprzeciw słońca (Chrystus) i gwiazdy (święci). Teraz nie. Matka Boża, jak ogromne niebieskie niebo, obejmowała samo słońce, samego Boga.

Bóg, w swej bezmiernej miłości do tego wybranego stworzenia, w pewien sposób „pomniejszył się” wobec Niej [3]. „Ogołocił samego siebie” – mówi św. Paweł o Jezusie. A rozpoczęło się to w łonie Maryi.

Pamiętam, że kiedy choć trochę pojęliśmy, jak była wielka, chcieliśmy wołać wszystkim: dopiero teraz poznaliśmy Maryję!

Bez wątpienia jednak, skoro Maryja jest także Matką Boga, to różni się bardzo od każdego innego chrześcijanina. Jeśli Bóg obdarzył Ją tak wielkim pięknem, że sobie w Niej upodobał, że Ją wysławia, jak mówią słowa Anioła: „O łaski pełna, Pan jest z Tobą” (Łk 1,28) – to należy Jej się miejsce specjalne. Można więc zrozumieć, dlaczego w kościołach katolickich czy prawosławnych widoczne są wizerunki Maryi i dlaczego nabiera sensu każdy wyraz czci i miłości, jaką ludzie Ją otaczają.

Jest także pewien aspekt życia Maryi, który od samego początku przyciągał uwagę Ruchu: jest to odniesienie Maryi do cierpienia – Matka Boża Bolesna, jak popularnie Ją się nazywa. Dla nas Maryja osamotniona. Osamotniona – imię to przypomina samotność, której tak często musiała stawiać czoła w życiu, zwłaszcza u stóp krzyża, umiejąc zawsze wszystko tracić, aby zjednoczyć się z wolą Boga. Kiedy Jezus, wskazując Jej Jana, powiedział: „Niewiasto, oto twój syn” (J 19,26), Maryja przeszła straszliwą próbę utraty Jezusa, nie tylko dlatego, że On właśnie umierał, ale i dlatego, że ktoś inny miał zająć Jego miejsce – straszliwe cierpienie dla serca matki. I wtedy powiedziała swoje fiat różne od pierwszego. Przez to pierwsze, podczas Zwiastowania, Maryja, która – jak się uważa – jako mała dziewczynka poświęciła się Bogu w dziewictwie na całe życie, teraz będzie musiała zmienić swoje zamiary. Będzie Matką Jezusa, pozostając Dziewicą. Przez drugie fiat, na Kalwarii, zrzekła się Jezusa i tylko dzięki temu stała się Matką wszystkich, uzyskała macierzyństwo wobec niezliczonej rzeszy ludzi.

„Ona to (…) – mówi Pius XII  –  złożyła (Jezusa) w ofierze Bogu Przedwiecznemu na Golgocie, rezygnując (…) ofiarnie ze swych macierzyńskich praw i macierzyńskiego przywiązania (…). Dlatego też, będąc już matką cielesną naszej Głowy, stała się również (…) duchową matką wszystkich Jej członków” [4].

Pamiętam, że po tych oświeceniach – jeśli tak można je nazwać – dzięki miłości, jaką nam okazała, oraz temu, że i w naszym sercu pogłębiła się miłość do Niej, stało się z nami to, co jako dziewczynka przeżyła św. Teresa z Lisieux: „Zrozumiałam (…), że jestem Jej dzieckiem, dlatego odtąd nie umiałam zwracać się do Niej inaczej, jak mówiąc ‘Mamo’” [5].

Zauważyliśmy – w sposób, którego nie da się zapomnieć – że Maryja jest naszą Matką. Co więcej, to zrodzone wtedy przekonanie było tak mocne, iż poczuliśmy, że Maryja stała się naszą „Matką – bardziej niż wszystkie matki na świecie” [6].

Maryja była w naszym życiu całą kopalnią natchnień; które mogę tu jedynie wymienić. Kiedy na przykład – przeczuwając sens przypisywanego Jej imienia: Matka Pięknej Miłości – zrozumieliśmy, że Jej pragnieniem było dać nam niejako udział w swym macierzyństwie miłości; albo kiedy wyraźnie zobaczyliśmy, że Ona jest Służebnicą Pańską, najmniejszym ze stworzeń, adorującym w skupieniu oblicze Boga; Także gdy wydawało nam się, iż lepiej zrozumieliśmy, że Maryja kochała Boga Ojca – nauczona tego przez Syna; że była naprawdę Jego Córką w pełnym tego słowa znaczeniu, „najbardziej umiłowaną córką Ojca” – jak nazywa Ją Sobór[7], nieopisanie piękną, Niewiastą utkaną z miłości – jak my Ją określaliśmy.

Stało się też dla nas oczywiste, że Maryja jest dla nas przykładem, wzorem. Ona stanowiła nasz wzór, to, kim powinniśmy być, a równocześnie w każdym z nas widzieliśmy „potencjalną” Maryję. Tak więc każdy z nas miał szansę, aby stać się drugą Maryją, podobną do Niej tak, jak córka mająca wyłącznie rysy swojej matki. Przekonanie to potwierdziło pewne szczególne zdarzenie.

Pewnego dnia, po latach – myślę, że z natchnienia Ducha Świętego – weszłam do kościoła i z sercem pełnym ufności zapytałam Jezusa, dlaczego On, który pozostał na ziemi, w każdym miejscu na ziemi, w Najświętszej Eucharystii, nie znalazł sposobu, by pozostawić także swoją Matkę nam, potrzebującym pomocy w podróży życia. I z tabernakulum, w ciszy, wydawało się, jakby mi odpowiadał: „Nie pozostawiłem Jej, ponieważ chcę zobaczyć Ją w tobie, w was. Wprawdzie nie jesteście niepokalani, lecz moja miłość przywróci wam dziewiczość i to wy otworzycie ramiona i matczyne serca dla ludzkości, która tak samo jak niegdyś pragnie swego Boga i Jego Matki. Do was teraz należy uśmierzać cierpienia, goić rany, osuszać łzy. Śpiewajcie litanię i próbujcie odzwierciedlać się w jej wezwaniach”.

Pamiętam jeszcze, jak pewnego dnia poprosiłam Maryję, aby zbudowała sobie tu na ziemi rodzinę swoich synów i córek, wszystkich takich jak Ona, o tych samych rysach duchowych. I kto wie, czy nie dzięki tej modlitwie, podpowiedzianej nam zapewne przez Nią samą, Maryja spojrzała na nas, mimo naszej absolutnej niegodności. Powie o tym nasz Statut, zaaprobowany przez Kościół w roku 1990. Stwierdza on, że Dzieło Maryi „pragnie być – na ile to możliwe – obecnością Maryi na ziemi i jakby Jej przedłużeniem” (por. art. 2).

[1]  Por. Paolo VI, Discorso alla parrocchia di Santa Maria Consolatrice, (Roma, 1 marzo 1964), in: Insegnamentio di Paolo VI, II/1964, Libreria Editrice Vaticana, 1965, p. 1973.

[2]  Por. Lumen Gentium 65, Sobór Watykański II, Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski, nowe tłumaczenie, Pallotinum 2002, s. 161

[3]  S. Efrem Syryjczyk w Hymnie o Narodzinach pisze: „Ten, który odwiecznie równy jest Ojcu swojemu, stając się w łonie Maryi dzieckiem, obdarzył nas Swoją wielkością i wziął na Siebie naszą małość” (tłum. wg Corpus Scriptorum Christianorum Orientalium, 187, s. 180)

[4]  Pius XII, Mystici Corporis, 29 czerwca 1943, w: O Kościele Mistycznym Ciele Chrystusa. Otwock, Te Deum, 1997, s. 61. Por. Lumen Gentium 58 e nota 11, in Enchiridion vaticanum, 1, 432. Jan XXIII mówi, że: “właśnie na Golgocie Zbawiciel (…) ustanowił, jako najwyższy testament, że Jego Matka będzie też Matką wszystkich zbawionych: ‘Oto Matka  twoja’“ (Giovanni XXIII, All’udienza generale, 9 settembre 1961, in L’Osservatore Romano, 10 settembre 1961.

[5]  Św. Teresa od Dzieciatka Jezus, Rękopisy biograficzne, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1997, s. 130.

[6]  Giovanni il Geometra, Discorso sull’Assunzione, n.66, in: A Wenger, L’Assomption de la T.S. Vierge dans la tradition byzantine du V siēcle, Paris 1955, pp. 410-412 (tłum. własne).

[7]  Lumen Gentium 53, w Sobór Watykański II, Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski, nowe tłumaczenie, Pallotinum 2002, s. 155.

Regulamin(500)